Tłumacz-Translate

sobota, 28 lutego 2015

Część XXV

Kolejna część. 
Trochę to przyśpieszyłam, bo gdybym wlokła jedno i to samo... było by nudne, prawda? 
Tak więc uznałam, że lepiej będzie to trochę przyśpieszyć. 
Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Z góry przepraszam za wszelkie błędy. Nie miejcie mi tego za złe :c 
Enjoy!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
     Mijały lata...

Ryan rósł na dzielnego chłopca, pragnącego poznać wspaniały, pełen niespodzianek świat oraz nauczyć się tego, co robi jego tatuś, jego wielki bohater.

Przez ten długi czas wiele rzeczy się także zmieniło.

W pięknym, zimowym miesiącu odbył się nasz upragniony ślub, mój i Michaela.

Było tak magicznie, że sama nawet nie wyobrażałam do czego zdolny jest Michael.

Oczywiście media i te śmieciowe brukowce uznali, że nasz ślub to czysta fikcja.
Że tu nie ma krzty miłości... nic, zero!
Denerwowało nas to strasznie, ale Mike obiecał, że w pewnym momencie oboje wystąpimy w jakimś wywiadzie i im wszystko wytłumaczymy...

Niestety, musiałam również pogodzić się z faktem iż Alex wyszedł z więzienia.

Słysząc tą wiadomość od jednej z pielęgniarek, czułam strach.
Bałam się, że kiedyś może zaczepić mnie i kazać spotkać się z nim.
Nie chciałam, aby Ryan wiedział kim jest jego prawdziwy ojciec.
Na nieszczęście, Ryan odziedziczył po Alexie niebieskie oczy, a ja i Michael mamy brązowe. Dobrze, że prasa się jeszcze tego nie przyczepiła...
 
 Był jeszcze inny smutny fakt. Niespodziewana przerwa w wydaniu płyty z powodu małego nieporozumienia z wytwórnią ( płyta została wydana rok później tj. 1987 r. ) ...

     Jednak jedna rzecz nie uległa zmianie.

Michael nadal był niekwestionowanym Królem Popu.

Niestety, także fala krytyki czasem dawała mu w kość, przez co oboje cierpieliśmy.

   Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego ludzie wierzą w te plotki, które mówią, że Mike się wybielił

  To wcale nieprawda!

Chorował na pewną chorobę, która sprawiła, że Mike ma jaśniejszą skórę o kilka odcieni - Bielactwo Nabyte.

Czy nastąpi kiedyś dzień, kiedy ludzie przestaną wierzyć w te wszystkie kłamstwa?

    Pewnego dnia, Michael po wielu ciężkich tygodniach ćwiczeń w końcu występował w  teledysku, który nosił nazwę Bad.

    Kiedy ujrzałam strój mojego męża, moja mina musiała wyglądać dość komicznie, ponieważ byłam w lekkim szoku. ( Wiem to od Karen Faye [ makijażystka Michaela ] oraz Michaela Busha [ kostiumograf ] )

 Jego cały strój miał czarny, złowrogi kolor. Jedynie po bokach spodni biegły czerwone, długie paski.

     Kurtka, spodnie, pasek i buty posiadały wiele sprzączek, co przy ruchu wydawały charakterystyczny dźwięk.

 Jeśli była krótka przerwa, dało się usłyszeć w którym kierunku Michael idzie.

Był to duży plus, bo Michael często się gdzieś ukrywał, bawiąc się z Ryanem ( i nie tylko ) w chowanego. Łatwo było go wtedy znaleźć.

Cała 'akcja' działa się w metrze, który w tym dniu zawieszono, by móc w spokoju kręcić teledysk.

     Ryan, który miał już 3 latka, siedział grzecznie na moich kolanach i z ciekawością obserwował jak jego tata tańczy i śpiewa.

Nie raz chciał aż pobiec do niego, by towarzyszyć mu w tańcu.

Kiedy zabrzmiały pierwsze takty muzyki, moje serce przyśpieszyło.

Mike zaczął tańczyć tak świetnie i energicznie, że czasem operatorzy kamer nie nadążali go 'łapać'.

Tancerze, którzy tańczyli jego u boku, byli tak dobrze z nim zgrani, że wyglądało to tak, jakby wszyscy nadawali na tych samych falach.

Byli cały czas poważni, ich miny wyglądały na 'złe'.

Do pewnego momentu...

 Ryan, któremu znudziło się cały czas siedzenie na kolanach swojej mamy, wstał i próbował naśladować kroki Michaela.

Kiedy większość ekipy z zaciekawieniem wpatrywała się malca , ten zląkł się i pobiegł do taty.

Przytulił się do jego nogi, a wszyscy wybuchli śmiechem.

Nawet reżyser, który się wszystkiemu przypatrywał, nie krył uśmiechu na twarzy.

- Zróbmy sobie przerwę, ok?- stwierdził Mike, kiedy przestawaliśmy się już śmiać.

    Ryan był zmieszany. Nie rozumiał z czego się wszyscy śmiali. Dla niego była to normalna rzecz.

 W końcu jego tatuś wziął go na ręce i z uśmiechem cmoknął synka w policzek, a ten wtulił się w jego ramiona.

Wstałam i podałam Michaelowi jego kubek z sokiem pomarańczowym, który wprost uwielbiał.

Napił się i nadal trzymając Ryana na rękach, pocałował mnie delikatnie w usta, starając się zrobić to szybko, aby nikt tego nie zobaczył.

- Tatusiu... dlugo jesce tu będziemy? - szepnął cicho Ryan, tuląc się do swojego bohatera.

- Nie, jeszcze chwilka i wrócimy do domu. A po potem obejrzymy w domu film, zgoda?

- Tak, tak!!  - rzekł mały i z satysfakcją zaklaskał, ponieważ zawsze to on wybiera filmy, najczęściej
bajki Disneya.

Zaczęłam się cicho śmiać, bo wiedziałam że teraz mały ciągle będzie się pytał, kiedy wrócimy do domu.

- Skoro jest już ustalone, to żeby tata zdążył, musimy mu pozwolić dokończyć pracę, prawda Ryan? - zapytałam, poprawiając mu włosy.

Syn zgodził się, a po chwili  Mike i reszta tancerzy powrócili do pracy.

   Niestety, praca się trochę przedłużyła, bo skończyli dopiero po 19:00, a Ryan znudzony wszystkim zasnął na moich kolanach.

  Kiedy wszystko było gotowe, niektóre rzeczy poprawione, mogłam w końcu odetchnąć z ulgą.

Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i podziękowaliśmy za współpracę, która była doskonała.

Zmęczeni całym dniem, wsiedliśmy do prywatnego auta i w spokoju wyruszyliśmy do domu.

Michael oparł swoją głowę o moje ramię, chwycił moją dłoń i wpatrywał się w Ryana, jak śpi.

Po chwili i on zasnął, cicho chrapiąc.

Moi dwaj bohaterowie usnęli i smacznie spali, a ja spoglądałam na nich od czasu do czasu, uważając aby się nie zaśmiać.

Po chwili szofer dał znak, że można już wysiąść, ale kiedy spojrzał na nas, uśmiechnął się szeroko i cicho zaśmiał.

Spojrzałam na Michaela i lekko go szturchnęłam.

- Wstawaj, już jesteśmy na miejscu. Mike...

- Yhym...jeszcze 5 minut- odpowiedział zaspanym głosem.

- Ja Cię na ręce brać nie będę. Wstawaj. Proszę...

Kiedy moje błagania nie skutkowały, nachyliłam się lekko i pocałowałam go w usta, by w końcu się obudził. Otworzył oczy i zaśmiał się cicho.

- I oto chodzi. Dobra, już wysiadamy.

Aha! Czyli to był jego podstęp! Oj dostanie za swoje...

Wysiedliśmy z auta i weszliśmy w końcu do domu. Poszłam położyć mojego małego księcia do swojego łóżka, by mógł dalej spać. Mike usiadł na kanapie i zaczął coś kreślić w swoim notesie.

- Co robisz? - zapytałam, wracając i siadając obok męża.

- Sprawdzam, co mnie jeszcze czeka. No tak, za kilka dni jakiś casting. Potem jeszcze coś... o rany, chyba się nie wyrobię.

Spojrzałam na jego notes i zauważyłam nazwisko pewnej dziewczyny.

- Kim jest ta Tatiana?

- Jakaś modelka i tancerka. Jakiś facet mi ją polecił, bo nie wiedziałem z kim mam grać w The Way
You Make Me Feel -  westchnął, kładząc się na kanapie i dając swoją głowę na moich kolanach. - A czemu pytasz?

- Też pytanie. Chcę się dowiedzieć. Bo wiesz, słyszałam, że w tym teledysku macie się pocałować.

- Słucham?! - krzyknął Mike zaskoczony. - Nie! Znaczy... było to w planach, ale uznałem że lepiej będzie, kiedy się jedynie przytulimy. Wiesz, że wstydzę się całować w teledyskach.

- Tak. Wiem. - zaśmiałam się cicho, delikatnie nachylając się - Ale prywatnie, to jesteś bardzo odważny.

Mike zaśmiał się cicho i pocałował mnie w usta, tak by to udowodnić.

- Tak. Bo jestem wtedy z Tobą. Poza tym, jesteś moją żoną, więc... chyba mogę to robić, no nie?

Chciałam ponowić czyn Michaela, ale usłyszałam kroki. Był to Ryan, który schodził po schodach, trzymając w rękach swój mały, niebiesko-czerwony kocyk.

Mike spojrzał na Ryana i usiadł na kanapie, będąc nieco skrępowany.

- Wyspałeś się? - zapytałam syna, śmiejąc się cicho z Michaela.

- Tak. Mamusiu... obejrzymy jakiś film? Tatuś nam obiecał.

Szturchnęłam lekko Michaela, a ten wstał i z uśmiechem odparł.

- Obiecałem, więc słowa dotrzymam. Możesz pójść z mamą wybrać film, a ja za ten czas przygotuję wszystko.

Kiedy było już wszystko ustalone, poszłam z Ryanem wybrać film. Chłopiec z czystą radością przeglądał okładki filmów. Ponieważ nie umiał jeszcze czytać,  sugerował się kolorem i znajomymi
mu znakami, aż krzyknął, kiedy znalazł to czego szukał.

- Ten film! Ten film! - skakał radośnie, wskazując palcem na opakowanie.

Sięgnęłam po niego, widząc na okładce słonia mającego na głowie turecki kapelusz. Nad nim były jaskrawe kolory liter, mówiące tytuł filmu.

- " Słoń Benjamin i Małpka Mumu? " - zapytałam, zerkając na syna.

- Tak! Wujek Tito mi go dał, kiedy byłem u niego.

Zaśmiałam się cicho, przypominając sobie moment, kiedy to Tito dał pod opiekę Michaela swoich synów.

- W takim razie wracamy do taty. Ciekawe, co też wymyślił.

Ryan pobiegł prędko, do salonu, a kiedy i ja tam doszłam, ujrzałam przed sobą rozłożony, brązowy, duży koc, kilka poduszek, małe przekąski oraz Michaela i Ryana leżącego obok siebie.

- Mamo! Chodź! Czekamy tylko na Ciebie! - krzyknął radośnie malec, okrywając się swoim ulubionym kocem.

Włożyłam kasetę do odtwarzacza i ulokowałam się obok Ryana, spoglądając na uśmiechniętą twarz Michaela.

Po chwili na ekranie telewizora ukazała się postać animowanego słonia, który musiał pomóc swojej przyjaciółce, małpce Mumu znaleźć banany. Od czasu do czasu zerkałam na syna, widząc jego zaciekawioną twarz.

Kiedy bajka dobiegła końca, syn prosił o kolejną.

Tym razem to Michael postanowił pójść z nim i pomóc wybrać mu film. Kiedy wrócili, ku mojemu zdziwieniu nie widziałam żadnej bajki, lecz albumy ze zdjęciami.

- Chciałem zobaczyć, jak kiedyś wyglądałaś mamo. - odparł radośnie malec, siadając obok mnie i otwierając pierwszy album. Były tam zdjęcia moje, Michaela... oraz małego Ryana.

Kiedy po ponad godzinie zostały obejrzane i omówione dwa albumy, synowi chciało się spać.

Mike wziął go na ręce i zaniósł do pokoju, tak aby malec mógł w spokoju zasnąć.

Ja natomiast zajęłam się sprzątaniem to co zostawiliśmy. Kiedy składałam koc, niespodziewanie Michael objął mnie i delikatnie pocałował w szyję.

- Dziękuję. Dziękuję, że mogę być z Wami szczęśliwy. Kocham Was.

- My Ciebie również, Michael. - zaśmiałam się cicho, czując delikatne łaskotki, kiedy Mike składał pocałunki na mojej szyi.

Po chwili przestał, oznajmując mi, że idzie się umyć. Kiedy sama szykowałam się do snu, Michael wrócił do sypialni i zerknął przez okno na gwieździste niebo.

Wróciłam, zastając go leżącego już w łóżku.

Położyłam się obok niego, a on delikatnie nachylił się i złożył pocałunek na moich ustach.

- Hmm... Chyba nie zamierzasz mnie zjeść, co? Ciągle mnie całujesz i powoli zaczynam się bać, jakie ty masz zamiary. - zażartowałam, widząc w jego oczach pewną radość.

- Wiesz, że bardzo cię kocham. Nie pozwolę, aby ktoś Ciebie czy Ryana zranił. - mówiąc to ponowił czyn, tym razem  namiętniej.

Powoli składał pocałunki również na mojej szyi, dekolcie...

Słyszałam jego spokojny oddech. Z czasem razem robiło nam się gorąco.

Nie przestając mnie całować, jedną dłonią chwycił moją i przyłożył sobie do swojej umięśnionej klatki piersiowej. Czułam, jak delikatnie się uśmiecha. Kiedy w końcu spojrzał mi w oczy, lekko
przygryzł sobie wargę. Dotknął ostrożnie ramiączka od mojej koszuli nocnej.

Teraz nie był pewny swoich czynów.

- Coś się stało? - zapytałam, widząc jego niepewny wyraz twarzy.

- Chcesz tego? Ja... ja nie chcę naciskać, na coś, na co ty nie masz ochoty. - odparł, na co ja westchnęłam cicho i ostrożnie powaliłam go na plecy.

- Gdybym tego nie chciała, dawno bym już spała, głuptasie. - zaśmiałam się i pocałowałam go lekko w usta, schodząc w dół, tak aby zatrzymać się na jego piersi.

Westchnął słodko, a po chwili ostrożnie przejechał dłonią po mojej talii, na co poczułam przyjemny dreszcz.

Tej wspaniałej nocy nie zapomnę do końca życia.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Nowy, nowiutki blog :D

Witam.

Dzisiaj chcę Wam przekazać informację.

Otóż... założyłam nowego bloga.

Jest to również opowiadanie o Michaelu oraz o pewnej aktorce.

Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)

---> Nie ważne kim jesteśmy dla innych, ważne kim jesteśmy dla siebie...

Pozdrawiam Was,
Susie...

niedziela, 25 stycznia 2015

Część XXIV

Tak jak mówiłam. Wstawiam nową notkę. Przepraszam Was, jeśli to trochę rozlazłam, ale dawno nie pisałam i znów muszę zaskoczyć. Życzę Wam Miłej Lektury :*

^^^^^^
Następnego dnia kiedy jeszcze spałam, poczułam jak Michael delikatnie się nachyla i całuje mnie w policzek.

Zrozumiałam już, że nadszedł kolejny dzień, a Mike jedzie do studia.

Po kilkunastu minutach wstałam z łóżka i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to przygotowane śniadanie na stole oraz mała karteczka.

Ubrałam na siebie szlafrok i podeszłam do stołu, by móc przeczytać karteczkę.

Kochanie,
Wiem, że pewnie się zdziwiłaś, czemu przygotowałem ci śniadanie tutaj, a nie w kuchni.
Uważałem, że tak będzie lepiej, no i może troszeczkę bardziej romantycznie.
Wiesz, jak to u mnie jest z romantyzmem. Zawsze się staram, ale czasem coś mi nie wychodzi.
Janet będzie o 10:00 razem z resztą rodzeństwa. Będę około 15:00, o ile uda mi się wyrobić.
Zanim poszedłem, sprawdziłem jeszcze co u Ryana i przewinąłem go, więc nie musisz się obawiać, że czegoś przeoczyłem.
Kocham Was bardzo mocno!
                          Michael
P.S. Jesteś taka słodka kiedy śpisz i tak uroczo mruczysz. Może masz też geny jakiegoś kotka?

Zaśmiałam się na te ostanie słowa. Jak zwykle umiał sprawić, aby dzień zaczął się dobrze.

Zanim wzięłam się za śniadanie, poszłam jeszcze do pokoju Ryana. 

Malec był przytulony do swojego lwa i słodko spał. 

Wróciłam do pokoju i w spokoju zjadłam pyszne śniadanie, które zrobił mi Michael.

Czas mijał tak bardzo szybko, że nawet nie wiedziałam kiedy będzie 10:00.

Usłyszałam dzwonek do drzwi i kiedy je otworzyłam, ujrzałam Janet.

- Cześć Diana, gotowa na męczący dzień? - zapytała, uśmiechając się promiennie.

- Cześć. Powiedzmy... Kompletnie nie wiem za co się wziąć.

- Spokojna głowa. Pomogę Ci się popakować, a Jermaine będzie zabierał te pudła i niósł do auta. 
A teraz chodźmy ubrać Ryana. Nie może zostać w trakcie niesienia wszystkich pudeł, bo to zbyt niebezpieczne dla niego. Chodź. 

Weszła do domu i poszła w stronę pokoju Ryana. Po niej weszli bracia Michaela oraz Latoya i Rebbie.

Byłam w szoku. Każdy wiedział co ma robić, tylko nie ja. Przypomniałam sobie słowa Janet i wróciłam do pokoju Ryana. 

- Zaniosę go na dół. Jeden z ochroniarzy się nim zajmie. - oznajmiła i zeszła z Ryanem na dół.

Ja w tym czasie zajęłam się pakowaniem ubrań oraz niektórych przedmiotów do pudeł.

Kiedy chciałam przenieś jedno z pudeł, przybiegł szybko Jermaine i spojrzał na mnie.

- Diano, nie noś tego sama. To pewnie ciężkie. Pomogę Ci. 

Chwycił razem ze mną pudło i oboje skierowaliśmy się do drzwi wejściowych.

- Wiesz, że tam w Neverland będą już nowe meble? Mówił ci coś Michael? - zapytał, chowając je do auta.

- Nie. Nic mi takiego nie mówił. W takim razie co będzie z tymi meblami?

- Joseph powiedział, żeby je zostawić, bo ma jakiś plan, by przerobić ten dom, czy coś takiego.
 Nie pamiętam już.

Rozumiałam teraz wszystko dokładnie. Wszyscy byliśmy tak skupieni na pracy, że nawet ja zapomniałam o której miał wrócić Michael. 

Cały czas robiliśmy to samo. Pakowaliśmy i przemieszczaliśmy rzeczy do nowego domu.

Kiedy pojechaliśmy na rancho, zobaczyłam wielkie ciężarówki i pełno ludzi. 

Kiedy tylko wysiadłam z auta, każdy chciał mi coś powiedzieć i pokazać. 

Zdziwiłam się, bo zostałam nawet zaprowadzona do miejsca, w którym powstało małe zoo. 

Zwierząt jeszcze nie przywieziono, bo dopiero Michael miał wybrać, jakie będą gatunki.

Tak jak Jermaine powiedział, w wielkim domu były rozstawione już meble.

Dowiedziałam się, że Michael zrobił kilka dni temu specjalny plan, według którego wszystko miało być tam gdzie jest.

Po jakimś czasie, kiedy nadeszła pora obiadowa, przyjechało czarne auto.

Wyszedł z niego Michael, cały uśmiechnięty. Podbiegłam do niego prędko i mocno przytuliłam.

- Witaj Kwiatuszku. No i jak? Podoba się? 

- Tak, ale wiele rzeczy też mi nie powiedziałeś. 

- Wiem, wiem. Nie martw się. Wytłumaczę ci to później. 
Chodź, pomożemy teraz rozstawić jeszcze niektóre meble. 

Tak jak powiedział, tak zrobiliśmy. Około godziny 17:00, wszystko było zakończone. 

Michael oznajmił wszystkim, że za kilka dni zrobimy wielką imprezę z okazji nowego rancha oraz za wydanie nowej płyty. 

Zanim wszyscy porozchodzili się do swoich aut, podeszła do nas Janet.

- Michael, jeżeli chcecie, mogę zabrać na te kilka dni Ryana. 
Macie jeszcze dużo do roboty, a malec przynajmniej będzie u mnie bezpieczny na ten czas. To jak? Zgadzacie się?

Spojrzałam na narzeczonego a on na mnie. 

Po chwili zgodziliśmy się, chociaż w duszy tego nie chciałam. Janet miała poniekąd rację.

 Nie chciałam aby coś mu się stało, ale też nie chciałam, by przebywał ode mnie tak daleko. 

Był jeszcze zbyt mały i bałam się też, jak na to zareaguje. Czasem był bardzo płaczliwy, jeśli nie było w pobliżu mnie, bądź Michaela. 

Kiedy daliśmy Janet wszystkie potrzebne rzeczy dla Ryana i kiedy wyjechała, poczułam jakiś smutek. 

- Kochanie, co się stało? - zapytał Michael, tuląc mnie.

- Mike, czy my dobrze zrobiliśmy? Czy dobrze, że Ryan będzie tak odlegle od nas? 

- Kotku, wiem, że nie jesteś pewna. Ale spokojnie, to tylko kilka dni. Rozpakujemy teraz te pudła i możemy odpocząć. No chodź.

Oboje poszliśmy rozpakować ubrania i przedmioty. Michael zajął się też ustawianiem swoich nagród muzycznych oraz wywieszaniem obrazów i zdjęć.

Ja składałam ubrania i chowałam je do nowej garderoby, która była przeogromna. 

Kiedy skończyłam, spojrzałam jak idzie praca Michaelowi. Wtedy się zatrzymałam.

Na jednej ze ścian wisiało zdjęcie przedstawiające mnie stojącą obok Michaela, trzymającego na rękach Ryana. 

Podeszłam troszkę bliżej, by ujrzeć co pisze na dole. 

"Dla moich najkochańszych skarbów na świecie"

 Po chwili poczułam jak ktoś zaczyna mnie obejmować.

- I jak? Podoba się? - szepnął mi cichutko do ucha, delikatnie trącąc czubkiem nosa mój płatek uszu.

- Jest cudowny. 

- Wiem, bo my na nim jesteśmy. - zaśmiał się.

Odwróciłam się twarzą do Michaela i delikatnie objęłam go za szyję.

- Powiedź mi, co ty faktycznie kombinujesz. Wiem, że ma być tu małe zoo. Co jeszcze?

- No dobrze. Jak mogłaś się domyślić, chcę troszkę upodobnić nasze rancho do Neverlandu. Tam 
gdzie żył Piotruś Pan. Dlatego też nazwałem rancho Neverland Valley Ranch.

- Rozumiem też, że zamierzasz zrobić też wesołe miasteczko, kolejkę, która jeździ przez całe rancho?

- Dokładnie. Chcę też potem sprawić uśmiech na twarzy dzieci i je tutaj zapraszać. 
Stworzyłem też to miejsce z myślą o nich.

Zaśmiałam się cichutko, nie z tego, że uznałam jego pomysł za dziwny. Nie. Zaśmiałam się, bo 
wiem, że kocha dzieci i chce dla nich jak najlepiej. Ale przeczuwałam też, że coś się może złego 
stać. 

- Jesteś cudowny. Tylko mam do ciebie jedną prośbę. Mów mi o takich rzeczach troszkę wcześniej, bo potem czuję się jak idiotka. - zaśmiałam się, całując go delikatnie w usta.

- To taka nagroda? - zdziwił się po pocałunku. -  Myślałem, że będzie on bardziej taki... no wiesz. 

- Będzie lepszy, kiedy opowiesz mi wszystko. I może też mnie oprowadzisz po naszym nowym 
miejscu, co? 

- Z miłą chęcią.

Oboje wyszliśmy z domu i udaliśmy się na przechadzkę po ranchu. Michael wszystko dokładnie mi opowiedział co ma się tutaj znajdować. 

Powoli robiło się ciemno, a Mike zaprowadził mnie pod pewne drzewo.

Wszedł na nie i wyciągnął dłoń w moim kierunku.

- Chodź. Nie bój się.

Nie byłam pewna czego on zamierza, ale mu zaufałam. Chwyciwszy jego dłoń, wspięłam się na 
drzewo i trzymając się mocno pnia spojrzałam przed siebie.

Z tego drzewa było widać piękny zachód słońca. Było przecudownie. 

- Pięknie prawda? - zapytał, tuląc mnie delikatnie od tyłu.

- Przepięknie. Jest cudownie.

Chwilę po zajściu słońca, zauważyłam, że zaczynają się włączać lampki wokół Neverlandu.

Cały dom i otoczenie zostało oświetlone małymi lampkami o złocistym blasku.

Ostrożnie zeszłam z drzewa i  rozejrzałam dookoła. 

Michael spojrzał na mnie i z uśmiechem odparł.

- Tak wygląda nasz dom. Jesteś szczęśliwa?

W odpowiedzi pocałowałam go namiętnie, obejmując go za szyję.

Po krótkiej chwili spojrzał na mnie, jak zwykle zarumieniony.

- Mam rozumieć, że owszem?

- Tak. Jestem szczęśliwa i to bardzo. Mam Ciebie i Ryana. 

Kiedy poczułam chłód, mimowolnie zadrżałam i zaproponowałam abyśmy wrócili do domu.

Prędko się tam udaliśmy, a Mike zajął miejsce w kuchni, by zrobić nam coś do picia, a ja usadowiłam się w salonie. Nawet nie wiedziałam, a moje zmęczenie wzięło górę. 

Usnęłam w fotelu. Usłyszałam tylko cichy śmiech i głos Michaela.

- Moja zmęczona królewna. No cóż, myślałem, że jeszcze uzgodnimy coś do ślubu. Nic się nie stało, jutro to zrobimy. - mówiąc to, wziął mnie delikatnie na ręce i zaniósł do sypialni, kładząc na ogromnym łóżku.

-Kocham Cię Słoneczko. Śpij dobrze. - dodał, przykrywając mnie kołdrą.





sobota, 24 stycznia 2015

Powracam i przepraszam!

Owszem.
Postanowiłam, że wrócę.
Przyznam też, że dostałam ostrego kopniaka ze strony przyjaciółki. (Dzięki Ci, jeśli to czytasz...)
Usuwam wszystkie "zawieszenia".
Powracam do pisania.
Nowa notka powinna się pojawić już wkrótce.
Jest też dobra wiadomość, bo już za tydzień rozpoczynają się moje ferie i będę miała więcej czasu do pisania.
Przepraszam wszystkich, za te zawieszania, rzucania...
Poniosło mnie, bo uważałam, że brak weny oznacza koniec.
Za szybko się poddałam, a to nie o to w tym chodzi.
Trzeba być silnym przez całe życie.
Obiecuję tym razem, że postaram się Was nie zawieść!
Kocham Was i Pozdrawiam.

Susie...

wtorek, 23 grudnia 2014

Santa Claus Is Coming To Town...

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia oraz nadchodzącego Nowego Roku 2015 życzę Wam Kochani,
zdrowia, szczęścia, uśmiechów na co dzień. 

Radości z życia, sukcesów, spełnienia najskrytszych marzeń oraz wszystkiego co najlepsze!

Spędźcie te święta bezpiecznie, w gronie najbliższych.

Z całego serca składam Wam najszczersze życzenia!

Merry Christmas and Happy New Year!





(Santa Claus Is Coming To Town w wersji The Jackson 5)

niedziela, 7 grudnia 2014

:(

Kochani czytelnicy!

Mam smutną wiadomość.

Przerywam na razie pisanie.

Wiem, że może już przesadzam, ale...

Sprawa jest na tyle poważna, że jeśli nie napiszę żadnego rozdziału w ciągu MIESIĄCA, to zakończę to raz na zawsze. Prościej mówiąc, RZUCĘ BLOGI.

Powody tego są mniej więcej takie same jak przedtem. Tzn: Brak weny oraz humoru do jakiegokolwiek pisania.

Jest też inny powód: Za nie cały tydzień będę musiała pisać ważny sprawdzian i muszę się przygotować.

Jest mi także bardzo przykro, bo zauważyłam, że nikt nie komentuje moich rozdziałów.

Kochani, ja piszę tylko i wyłącznie dla Was!

Potrzebuję Waszych rad, bo sami możecie też zauważyć, że niezbyt pięknie układam zdania (błędy ortograficznie, interpunkcyjne itp).

 Mam wielką nadzieję, że zrozumiecie mnie i wybaczycie :(

Na razie polecam Wam blogi, które są w zakładce Inne, wspaniałe blogi.

Jeżeli się Wam z jakiegoś powodu nie wyświetla, to daję linki:

http://dontleavemysoul.blogspot.com/ -♥
http://justneedyourhug.blogspot.com/ -♥
 http://kulecka.blogspot.com/ -♥
http://jagodziankaaa.blogspot.com/ -♥
http://konietomojepowietrze.blogspot.com/ -♥
http://your-love-is-magical-that-how-i-feel.blogspot.com/ -♥
http://truelovewillsurviveanyseparation.blogspot.com/ -


Pozdrawiam Was,
Susie...

sobota, 1 listopada 2014

Część XXIII

DIANA:

Następnego dnia, obudził mnie trzask.

Trzask zbitego szkła.

Wstałam z łóżka i ubrałam na siebie szlafrok.

Michaela nie było w łóżku, co bardzo mnie zdziwiło, ponieważ była dopiero 05:30.

Weszłam do kuchni i zamarłam.

 Widziałam na podłodze dość duże krople krwi i małe odłamki szkła.

Wzięłam do rąk  ręcznik kuchenny i zaczęłam ostrożnie zbierać odłamki, przy okazji ścierałam także krew.

-Kotku, zostaw to. Skaleczysz się. - usłyszałam za sobą.

Odwróciłam się gwałtownie i zauważyłam stojącego Michaela, który miał lekko rozciętą skórę na
prawej dłoni.

-Przepraszam, że cię obudziłem. -powiedział smutno.

-Och Michael, nic ci się nie stało? Pokaż dłoń.

Chwyciłam ją ostrożnie. Krew sączyła się bardzo mocno. Po chwili przeniosłam wzrok na twarz narzeczonego.

-Mój duży chłopiec musi uważać, dobrze? -powiedziałam do niego żartem, po czym kazałam mu usiąść i poczekać, aż przyniosę bandaże i spirytus.

Kiedy wszystko miałam, znów chwyciłam jego dłoń i ostrożnie obmyłam nadmiar krwi czystą wodą.

-Boli... czy nie może się obejść bez spirytusu?-jęknął, kiedy powoli nalewałam spirytus na wacik.

-Niestety, ale nie może. Muszę odkazić. No, nie bój się... nie będzie mocno bolało.

Przyłożyłam mu wacik do dłoni, a on cicho zasyczał.

Kiedy rana była odkażona, zawinęłam mu ją bandażem i pocałowałam, by się "szybciej zagoiła".

-Moja ty pielęgniarko. Jak dobrze mieć takiego anioła w domu-odrzekł, wpatrując się we mnie.

-Mój słodki łobuz. Czy mogę się dowiedzieć czego szukałeś?

-Kawy. Nie chcący zbiłem pusty słoik. To cię pewnie obudziło, prawda?

-Owszem. Ale to już nie ważne. I tak miałam wcześnie wstać. Dzisiaj muszę iść do kontroli z Ryanem.

Uśmiechnęłam się i wstałam, by zrobić nam obojgu kawę i coś na śniadanie. Michael stanął za mną i  przyglądał się co robię.

Kiedy już miałam zalewać kawę gorącą wodą, usłyszałam płacz dziecka. Chciałam iść, ale Mike mnie powstrzymał.

-Ja pójdę. Dokończ, to co robisz, a ja się nim zajmę.

Zgodziłam się, uznając, że przyda się mu własne doświadczenie.

Po kilkunastu minutach przyszedł, trzymając Ryana na rękach, by się pochwalić, że udało mu się go uspokoić.

-No, proszę. Szybko go uspokoiłeś- zaśmiałam się.

-Trzeba było tylko go przewinąć, chociaż miałem parę problemów, ale już jest w porządku.

Odszedł, niosąc śpiącego Ryana z powrotem do pokoju, a ja w spokoju zaczęłam jeść śniadanie.

Mike po chwili także przyszedł. Usiadł obok mnie i zaczął pić powoli kawę.

-Dzisiaj wrócę dopiero o 18:00. Muszę się przygotować, bo z Quincym nagrywamy nową płytę. Ciężko to widzę. -westchnął, pijąc kolejny łyk kawy.

-Będzie dobrze. Głowa do góry. Na pewno będzie świetna.-próbowałam go jakoś pocieszyć.

-Sam nie wiem. Na pewno nie przebije Thrillera i możliwe, że będzie najgorszą moją płytę. Oby tylko to się nie stało.

-Mike...-chwyciłam jego dłoń- Uwierz w siebie. Ja wierzę, że będzie świetna. Znam twoje możliwości. Proszę, nie smuć się.

Uśmiechnął się lekko w moją stronę i pocałował w policzek. Wstał od stołu i poszedł się jeszcze przebrać. Ja w tym czasie dopiłam kawę i poszłam pozmywać.

Po kilkunastu minutach przyszedł Michael, wziął swoją małą teczkę i już chciał wyjść z domu, kiedy nagle się odwrócił.

-Zapomniałeś czegoś?-zapytałam, spoglądając w jego stronę.

-Tak. Zapomniałem jednej rzeczy- mówiąc to, objął mnie i namiętnie pocałował.

Po długim, namiętnym pocałunku w końcu się delikatnie oderwał ode mnie i wyszedł z domu.

-Przez te pocałunki, on się kiedyś pewnie na coś spóźni. -pomyślałam i powróciłam do zmywania.

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ...

   Kiedy przyszedł ten czas, poszłam z Ryanem do szpitala, w którym byłam pielęgniarką.

Już w recepcji wszyscy mnie miło powitali po tak długiej przerwie.

Byłam zaskoczona, że jeszcze o mnie pamiętają.

Czekając w kolejce do pediatry, spotkałam Davida - jednego z kolegów Alexa.


-Witaj ślicznotko. Jak się masz?-powiedział, siadając obok mnie.

-Cześć. Dobrze.-odrzekłam nie chętnie, nie spoglądając nawet na jego twarz.

-A kogo to widzę? Czyżby to Ryan? Podobno ojcem twojego dziecka jest Alex, prawda?
Oj ciekawe jak się czuje z tym Jackson -pokiwał głową na boki i udawanym smutkiem, westchnął.

-Czy możesz przestać żartować sobie z Michaela? Weź się zajmij swoimi sprawami, a nie moimi, dobra?-odgryzłam się, widząc na twarzy Davida wielkie zaskoczenie.

-Masz rację. Czas iść. Trzymaj się.-wstał i odszedł, machając mi.

-Co za typ. Debil. -pomyślałam i w końcu weszłam, kiedy przyszła na mnie pora.


        MICHAEL:

   W końcu dojechałem do studia nagraniowego.

Kiedy wszedłem, już czekał na mnie Quincy Jones.

Podszedł do mnie i z uśmiechem spojrzał na mnie.

-Cześć Michael. Wreszcie jesteś! To jak, gotowy?

-Witaj Quincy. Tak... -odpowiedziałem niepewnie.

-To dobrze. Siadaj w twoim ulubionym miejscu i zaczynamy! Głowa do góry! -zaklaskał radośnie, a ja usiadłem w pomieszczeniu, w którym nagrywa się piosenki.

Nałożyłem na uszy słuchawki i podłożyłem  jeszcze teksty piosenek, gdybym mógł zapomnieć co śpiewam.

Muzyka zaczęła rozbrzmiewać a ja zacząłem śpiewać.

Już na samym początku źle mi szło.

-Mike! Czy ty czytałeś te teksty?! Słowa ci się kompletnie mylą. Jesteś  rozkojarzony, czy jak?! - usłyszałem głos Chrisa- faceta od nagrywań.

-Przepraszam. Ostatnio nie potrafię się skupić. Mogę 5 minut przerwy?-zapytałem, czując się niezbyt dobrze.

-Dopiero co zaczynamy! No... No dobra, ale potem się spręż.

Wyszedłem z pomieszczenia i nalałem sobie  wody do kubeczka.

Próbowałem wyciszyć umysł.
Wyrzucić z głowy złe myśli i wrednego głosika, który ciągle mi mówił, że zamiast hitu wyjdzie  samo dno.
Starałem sobie przypomnieć słowa Diany, które podnosiły mnie na duchu.

Minęło 5 minut i powróciłem do pracy, w nieco lepszym humorze.

-Gotowy jesteś wreszcie Mike? -zapytał, mówiąc do mikrofonu Chris.

-Tak, puść muzykę.

Szło mi już całkiem lepiej, a czas leciał nieubłaganie wolno.

Dzisiaj miała być niespodzianka dla Diany. Ciekawe czy się ucieszy.

DIANA:
 
Wróciłam do domu w świetnym humorze. Ryan jest zdrowy i nic mu nie dolega.

Cieszyłam się, że nie było żadnych złych informacji co do zdrowia Ryana.

Zegar pokazywał godzinę 15:00, a kiedy nakarmiłam Ryana, postanowiłam, że zrobię obiad.

Zaczęłam przeglądać książkę kucharską i nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.

Otworzyłam ostrożnie drzwi i ujrzałam Janet.

-Witaj Diana!-rzekła entuzjastycznie i przytuliła mnie mocno.

-Hej. Jak się masz?

-Dobrze. Mogę wejść?

-Jasne, wchodź.

Wpuściłam ją i zamknęłam drzwi. Janet spojrzała na moją dłoń i ujrzała pierścionek zaręczynowy.

-A niech to z tym Michaelem. Nic się nie pochwalił, że ci się oświadczył. Oj, jak przyjedzie do mamy, bądź do mnie, to mu zrobię aferę- udawała oburzenie, chociaż znając życie, pewnie skończyło by się na paru upomnieniach.

-To też moja wina, że nic nie powiedziałam. Przepraszam. Chcesz  herbaty albo kawy?

-Herbaty poproszę. A powiedź mi, kiedy Mike ci się oświadczył? Przynajmniej ty mi coś powiesz. Na niego nie mam co liczyć-zaśmiała się.

-Wczoraj. Myślałam, że coś wiesz, bo Randy chyba coś wiedział.

-No pięknie. I jak ja mam tu ufać barciom? Wielkie tajemnice, ale zawsze któryś z nich coś wie.

Usiadła w fotelu w salonie, a ja przyniosłam jej herbatę a sobie wodę do picia.

Rozmawiałam z nią o różnych rzeczach. Kiedy wrócę do pracy, albo  kiedy zamierzamy wziąć z Michaelem ślub. Nie rozmawiałam jeszcze z nim na ten temat, ale obiecałam sobie że zrobię to dzisiaj.

-Jak tam Ryan? Zdrowy?-zapytała, popijając herbatę.

-Tak. Dzisiaj poszłam z nim do kontroli. Wszystko jest w porządku.

-To dobrze. Mike pewnie się czuje jak jego ojciec, co?

-Tak. Coraz bardziej zdobywa swoje doświadczenie. Cieszy mnie to.

-W naszej rodzinie często mieliśmy kontakt z dziećmi.
Często słyszałam jak Michael mówił nie raz, że chce mieć dziecko. Narzekał tylko, że wtedy nie miał jeszcze tej "jedynej". Teraz jesteście parą i w ogóle... może za niedługo się dowiemy że jesteś w ciąży. -uśmiechnęła się szeroko, a ja próbowałam się nie rumienić.

-Zobaczymy... na razie nigdy tego nie robiliśmy i pewnie nie prędko będziemy mieli "pierwszy raz".

-Nie bądź taka pewna. -zaśmiała się głośno.

Po chwili ciszy, dodała.

-Dobra, może ci w czymś pomóc? Wiem! Zrobię z tobą obiad, zgoda?

-No... No dobrze. Chodź.

Obie poszłyśmy do kuchni, przyrządzić coś dobrego. Trwało to niecałe dwie godziny, a efekt naszej pracy był przepyszny...

MICHAEL:

-Wreszcie Mike! Dobra robota! Mamy już 5 w pełni dopracowanych piosenek. To chyba tyle na tą płytę, co nie?-zapytał Chris, kreśląc coś na kartce.

Ja w tym samym czasie chodziłem nerwowo po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy i zastanawiałem się, czy to aby nie za mało.

-Nie Chris. Będzie 10! Tak, 10 piosenek to dobry pomysł! Bad, The Way You Make Me Feel, Speed Demon...-zacząłem po kolei wyliczać

-Ja z tym facetem nie wytrzymam! Już się cieszyłem, że będę miał wolne a tu bum -jęknął John.

- A ja się z Michaelem zgadzam. To dobry pomysł- rzekł Quincy.

-Jutro zadzwonię do Steviego Wondera. Może się zgodzi zaśpiewać ze mną Just Good Friends.

-Jeszcze czego? Może zadzwonisz do Prince'a by zaśpiewał z tobą drugą wersję BAD? - oburzył się Eric.

-Nie. Dzwoniłem do niego, ale powiedział, że równie z nim jak i bez niego, piosenka będzie hitem.- westchnąłem, siadając na ziemi, obok Chrisa i Erica.

-Mike, a jaka to niespodzianka, którą robisz Dianie?- zapytał znienacka  Eric.

-Zakupiłem nowy dom. A raczej Rancho... tylko nie wiem co ona na to powie.

-Przecież tam gdzie mieszkacie, też jest spoko, więc w czym problem?

-Tak, ale to dom moich rodziców i nie chciałem by Joseph ciągle na coś narzekał.

-Ej, a może pokażesz nam zdjęcia tego rancha?

Wyciągnąłem ze swojej teczki kilka zdjęć i zacząłem po kolei im pokazywać.

Ku mojemu zdziwieniu wszystkim się spodobało, tylko dla mnie i tak ważniejsza jest ocena Diany.


DIANA:

-Długo nie ma Michaela... już po 18:00.-westchnęłam, wpatrując się w zegar wiszący nad półką.

-Nie martw się. Może nagrywania się przedłużyły? Wiesz jak to jest. -odparła Janet, bawiąc się z Ryanem, który śmiał się radośnie, widząc jak jego pluszowy lew zaczyna coś do niego mówić.

Po pół godzinie usłyszałam, że przyjechało auto.

W drzwiach stanął Michael w radosnym humorze.

Zobaczył mnie oraz Janet i z uśmiechem rzekł.

-Witam was moje panie. Jak minął dzień?

Janet słysząc głos brata, udawała wielkie oburzenie i nic się nie odzywała.

-Cześć Mike. Jak nagrywania?-cmoknęłam go lekko w usta, śmiejąc się cicho.

-Dobrze. Jutro dalsza część pracy. A co Janet jest taka zła? Coś się stało?

-Oj stało się stało-mruknęła, niosąc Ryana do kołyski.

Próbowałam się nie śmiać i pod pretekstem, że idę przynieść Michaelowi spóźniony obiad, powędrowałam do kuchni. Słyszałam jak ktoś idzie. Była to Janet. Wybuchła śmiechem.

-Mimo, że jest ode mnie starszy, to i tak czuję się, że to ja jestem ta starsza.
Jak mnie zaczął przepraszać, to myślałam, że już tam wybuchnę śmiechem.

-A co teraz robi? Wiesz?-zapytałam, nalewając zupę do głębokiego talerza.

-Bawi się z Ryanem. Stęsknił się za nim.

-Spodobało mu się to tatuśkowanie -zaśmiałam się.

Janet puściła mi oczko i lekko szturchnęła mnie łokciem.

-Uważaj, byś za szybko nie została mamą kolejny raz. Bo wiesz... Mike... jest zdolny do wszystkiego.

-Wiem, wiem- zaśmiałam się głośno.

Po chwili przyszedł Mike, trzymający na rękach Ryana.

-Kogo obgadujemy? Hmm?-zapytał ze śmiechem, kiedy Ryan chciał złapać Mika za policzek.

-Ciebie, jakbyś chciał wiedzieć- odrzekła Janet.

Po chwili przyniosłam Michaelowi obiad do salonu i wzięłam od niego Ryana. Mały przyglądał się z ciekawością jak Mike konsumuje  obiad.

-Czuję się obserwowany-powiedział żartem, robiąc śmieszne minki do Ryana.

Kiedy skończył jeść, spojrzał na nas i powiedział, że gdzieś dzisiaj jedziemy.
-Wycieczka?-zapytała Janet.

- Tak i Nie. To coś... a zresztą zobaczycie same.

Ubrał na siebie kurtkę i poszedł ubrać Ryana. Ja przebrałam domowe ubrania na wyjściowe, a Janet czekała gotowa i było widać po niej, jak zżera ją ciekawość.

Kiedy byliśmy już wszyscy  gotowi, wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta, które już na nas czekało.

Jazda nie trwała zbyt długo, co bardzo mnie zdziwiło.

Po pewnym czasie, ujrzałam pewną złotą bramę. Otworzyła się a auto wjechało w dróżkę.

Kilka metrów dalej, zauważyłam pewny budynek, przypominający czyiś dom.

Dalej było jezioro, kilka innych małych domków oraz kilka rzeczy w budowie.

Wysiedliśmy z auta i zaczęłam się rozglądać.

-Mike, gdzie my w ogóle jesteśmy?-zapytałam, spoglądając raz na niego a raz na Janet.

-Na naszym ranchu. - odparł spokojnie.

-Naszym?! Żartujesz?!-nie udawałam zaskoczenia.

-Nie, nie żartuję. Mówię poważnie. To wszystko jest nasze.
Skoro za niedługo weźmiemy ślub postanowiłem, że jako świeże małżeństwo, będziemy mieli nowy dom.

Janet, która trzymała na rękach śpiącego Ryana, była w szoku. Nie przeczuwała, że jej brat wpadnie na taki szalony pomysł.

-Mike, ale... na prawdę to wszystko co tu widzę, należy do ciebie?-zapytałam,  znów się rozglądając.

-Do nas. Nie do mnie samego. Diana, powiedź mi tylko... czy ci się podoba?

Westchnęłam zamyślona i spojrzałam na twarz narzeczonego.

-Podoba. Tylko jestem w szoku. -zaśmiałam się a Janet także się zaśmiała, próbując nie obudzić Ryana.

Wzięłam od niej synka, by i ona mogła się porozglądać a nie stać w miejscu.

Po jakimś czasie weszliśmy do domu głównego.

Michael zapalił światło i ku mojemu zaskoczeniu, było kilka mebli. Kilka foteli, olbrzymi stół...

-Kiedy zamierzacie się wprowadzić?-zadała nam pytanie Janet, spoglądając na nas.

-Jutro, prawda Diano?-odrzekł pewny siebie Mike.

-Jutro?! Przecież ty musisz być w studiu. Sama sobie nie poradzę!-zaczęłam panikować, wyobrażając sobie jak będę musiała mówić co gdzie i jak.

-Spokojnie. Uspokój się. -objął mnie ostrożnie i pocałował w skroń.- Pomogę Ci. Wrócę jutro około 15:00 i się wszystkim zajmiemy. Ochroniarze też nam pomogą i...

-I rodzina-dodała Janet.- Nie zapominaj Mike, że masz jeszcze rodzinę. Zwołam wszystkich i będzie git.

-Wiem, nie zapominam o was.

-Taa... jasne- udawała oburzenie.

Po chwili zaczęli się sprzeczać, a ja tylko się zaśmiałam.

-No dobrze, przestańcie się kłócić. Wszyscy o wszystkich pamiętają.

Po godzinie przechadzki po nowym domu a raczej rancho, wróciliśmy do domu. Szofer Michaela odwiózł jeszcze Janet do siebie.

Pierwsze co uczyniłam po przyjściu do domu to zaniosłam Ryana do swojej kołyski.

Mike przyszedł zaraz potem i objął mnie delikatnie, wpatrując się w śpiącego Ryana razem ze mną.

-Podobał ci się nasz nowy dom?-zapytał, cmokając mnie delikatnie w szyję.

-Tak, ale nie uważasz, że trochę przesadziłeś? Taki ogromny?-odwróciłam się do niego, śmiejąc się cicho.

-Wcale nie przesadziłem. Mam w tym swój cel.

-Czyżby? Niby jaki?- wyszłam razem z nim z pokoju, by przez przypadek nie obudzić Ryana.

-No, wiesz... jak będziemy już małżeństwem, to będziemy mieli własne dzieci. Może z piątkę? Fajnie mieć dużo dzieci, nie uważasz? -zaczął marzyć.

-Tak, ale ja nie wiem czy będę miała tyle siły wytrzymywać te wszystkie bóle i w ogóle-zaśmiałam się.

-Wiem Kotku. Do niczego nie będę cię zmuszał- mówiąc to, pocałował mnie w usta.

Odwzajemniłam pocałunek i poszłam posprzątać. Mike wziął jeszcze kąpiel i poszedł się położyć.

Kiedy sama już także wzięłam kąpiel, zauważyłam, że Mike nadal nie spał. Czytał jakąś książkę.

Jak mnie zauważył, szybko ją zamknął i schował pod poduszkę.

-Co przede mną chowasz? -zapytałam, wchodząc do łóżka.

-Nic takiego. Takie tam... książka z nutami, a co? -przytulił mnie delikatnie do siebie.

Pocałowałam go w usta namiętnie i ostrożnie sięgnęłam pod poduszkę by zobaczyć co to za książka.

Zdobyłam ją łatwo i spojrzałam na okładkę.

-Taaa... książka z nutami. -zaśmiałam się głośno, wpatrując się raz po raz w Michaela, który był zarumieniony.

-No co? Książka o ojcostwie jest dobra do nauki.

-Mój głuptasie, nie musisz mnie oszukiwać. To dobrze, że masz taką książkę. Jesteś już
doświadczony, ale znając ciebie, perfekcjonizm to twoje drugie imię.

Położyłam książkę na stolik nocy i zgasiłam lampkę. Ucałowałam znów Michaela na dobranoc i usnęłam razem z nim.