Tłumacz-Translate

niedziela, 25 stycznia 2015

Część XXIV

Tak jak mówiłam. Wstawiam nową notkę. Przepraszam Was, jeśli to trochę rozlazłam, ale dawno nie pisałam i znów muszę zaskoczyć. Życzę Wam Miłej Lektury :*

^^^^^^
Następnego dnia kiedy jeszcze spałam, poczułam jak Michael delikatnie się nachyla i całuje mnie w policzek.

Zrozumiałam już, że nadszedł kolejny dzień, a Mike jedzie do studia.

Po kilkunastu minutach wstałam z łóżka i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to przygotowane śniadanie na stole oraz mała karteczka.

Ubrałam na siebie szlafrok i podeszłam do stołu, by móc przeczytać karteczkę.

Kochanie,
Wiem, że pewnie się zdziwiłaś, czemu przygotowałem ci śniadanie tutaj, a nie w kuchni.
Uważałem, że tak będzie lepiej, no i może troszeczkę bardziej romantycznie.
Wiesz, jak to u mnie jest z romantyzmem. Zawsze się staram, ale czasem coś mi nie wychodzi.
Janet będzie o 10:00 razem z resztą rodzeństwa. Będę około 15:00, o ile uda mi się wyrobić.
Zanim poszedłem, sprawdziłem jeszcze co u Ryana i przewinąłem go, więc nie musisz się obawiać, że czegoś przeoczyłem.
Kocham Was bardzo mocno!
                          Michael
P.S. Jesteś taka słodka kiedy śpisz i tak uroczo mruczysz. Może masz też geny jakiegoś kotka?

Zaśmiałam się na te ostanie słowa. Jak zwykle umiał sprawić, aby dzień zaczął się dobrze.

Zanim wzięłam się za śniadanie, poszłam jeszcze do pokoju Ryana. 

Malec był przytulony do swojego lwa i słodko spał. 

Wróciłam do pokoju i w spokoju zjadłam pyszne śniadanie, które zrobił mi Michael.

Czas mijał tak bardzo szybko, że nawet nie wiedziałam kiedy będzie 10:00.

Usłyszałam dzwonek do drzwi i kiedy je otworzyłam, ujrzałam Janet.

- Cześć Diana, gotowa na męczący dzień? - zapytała, uśmiechając się promiennie.

- Cześć. Powiedzmy... Kompletnie nie wiem za co się wziąć.

- Spokojna głowa. Pomogę Ci się popakować, a Jermaine będzie zabierał te pudła i niósł do auta. 
A teraz chodźmy ubrać Ryana. Nie może zostać w trakcie niesienia wszystkich pudeł, bo to zbyt niebezpieczne dla niego. Chodź. 

Weszła do domu i poszła w stronę pokoju Ryana. Po niej weszli bracia Michaela oraz Latoya i Rebbie.

Byłam w szoku. Każdy wiedział co ma robić, tylko nie ja. Przypomniałam sobie słowa Janet i wróciłam do pokoju Ryana. 

- Zaniosę go na dół. Jeden z ochroniarzy się nim zajmie. - oznajmiła i zeszła z Ryanem na dół.

Ja w tym czasie zajęłam się pakowaniem ubrań oraz niektórych przedmiotów do pudeł.

Kiedy chciałam przenieś jedno z pudeł, przybiegł szybko Jermaine i spojrzał na mnie.

- Diano, nie noś tego sama. To pewnie ciężkie. Pomogę Ci. 

Chwycił razem ze mną pudło i oboje skierowaliśmy się do drzwi wejściowych.

- Wiesz, że tam w Neverland będą już nowe meble? Mówił ci coś Michael? - zapytał, chowając je do auta.

- Nie. Nic mi takiego nie mówił. W takim razie co będzie z tymi meblami?

- Joseph powiedział, żeby je zostawić, bo ma jakiś plan, by przerobić ten dom, czy coś takiego.
 Nie pamiętam już.

Rozumiałam teraz wszystko dokładnie. Wszyscy byliśmy tak skupieni na pracy, że nawet ja zapomniałam o której miał wrócić Michael. 

Cały czas robiliśmy to samo. Pakowaliśmy i przemieszczaliśmy rzeczy do nowego domu.

Kiedy pojechaliśmy na rancho, zobaczyłam wielkie ciężarówki i pełno ludzi. 

Kiedy tylko wysiadłam z auta, każdy chciał mi coś powiedzieć i pokazać. 

Zdziwiłam się, bo zostałam nawet zaprowadzona do miejsca, w którym powstało małe zoo. 

Zwierząt jeszcze nie przywieziono, bo dopiero Michael miał wybrać, jakie będą gatunki.

Tak jak Jermaine powiedział, w wielkim domu były rozstawione już meble.

Dowiedziałam się, że Michael zrobił kilka dni temu specjalny plan, według którego wszystko miało być tam gdzie jest.

Po jakimś czasie, kiedy nadeszła pora obiadowa, przyjechało czarne auto.

Wyszedł z niego Michael, cały uśmiechnięty. Podbiegłam do niego prędko i mocno przytuliłam.

- Witaj Kwiatuszku. No i jak? Podoba się? 

- Tak, ale wiele rzeczy też mi nie powiedziałeś. 

- Wiem, wiem. Nie martw się. Wytłumaczę ci to później. 
Chodź, pomożemy teraz rozstawić jeszcze niektóre meble. 

Tak jak powiedział, tak zrobiliśmy. Około godziny 17:00, wszystko było zakończone. 

Michael oznajmił wszystkim, że za kilka dni zrobimy wielką imprezę z okazji nowego rancha oraz za wydanie nowej płyty. 

Zanim wszyscy porozchodzili się do swoich aut, podeszła do nas Janet.

- Michael, jeżeli chcecie, mogę zabrać na te kilka dni Ryana. 
Macie jeszcze dużo do roboty, a malec przynajmniej będzie u mnie bezpieczny na ten czas. To jak? Zgadzacie się?

Spojrzałam na narzeczonego a on na mnie. 

Po chwili zgodziliśmy się, chociaż w duszy tego nie chciałam. Janet miała poniekąd rację.

 Nie chciałam aby coś mu się stało, ale też nie chciałam, by przebywał ode mnie tak daleko. 

Był jeszcze zbyt mały i bałam się też, jak na to zareaguje. Czasem był bardzo płaczliwy, jeśli nie było w pobliżu mnie, bądź Michaela. 

Kiedy daliśmy Janet wszystkie potrzebne rzeczy dla Ryana i kiedy wyjechała, poczułam jakiś smutek. 

- Kochanie, co się stało? - zapytał Michael, tuląc mnie.

- Mike, czy my dobrze zrobiliśmy? Czy dobrze, że Ryan będzie tak odlegle od nas? 

- Kotku, wiem, że nie jesteś pewna. Ale spokojnie, to tylko kilka dni. Rozpakujemy teraz te pudła i możemy odpocząć. No chodź.

Oboje poszliśmy rozpakować ubrania i przedmioty. Michael zajął się też ustawianiem swoich nagród muzycznych oraz wywieszaniem obrazów i zdjęć.

Ja składałam ubrania i chowałam je do nowej garderoby, która była przeogromna. 

Kiedy skończyłam, spojrzałam jak idzie praca Michaelowi. Wtedy się zatrzymałam.

Na jednej ze ścian wisiało zdjęcie przedstawiające mnie stojącą obok Michaela, trzymającego na rękach Ryana. 

Podeszłam troszkę bliżej, by ujrzeć co pisze na dole. 

"Dla moich najkochańszych skarbów na świecie"

 Po chwili poczułam jak ktoś zaczyna mnie obejmować.

- I jak? Podoba się? - szepnął mi cichutko do ucha, delikatnie trącąc czubkiem nosa mój płatek uszu.

- Jest cudowny. 

- Wiem, bo my na nim jesteśmy. - zaśmiał się.

Odwróciłam się twarzą do Michaela i delikatnie objęłam go za szyję.

- Powiedź mi, co ty faktycznie kombinujesz. Wiem, że ma być tu małe zoo. Co jeszcze?

- No dobrze. Jak mogłaś się domyślić, chcę troszkę upodobnić nasze rancho do Neverlandu. Tam 
gdzie żył Piotruś Pan. Dlatego też nazwałem rancho Neverland Valley Ranch.

- Rozumiem też, że zamierzasz zrobić też wesołe miasteczko, kolejkę, która jeździ przez całe rancho?

- Dokładnie. Chcę też potem sprawić uśmiech na twarzy dzieci i je tutaj zapraszać. 
Stworzyłem też to miejsce z myślą o nich.

Zaśmiałam się cichutko, nie z tego, że uznałam jego pomysł za dziwny. Nie. Zaśmiałam się, bo 
wiem, że kocha dzieci i chce dla nich jak najlepiej. Ale przeczuwałam też, że coś się może złego 
stać. 

- Jesteś cudowny. Tylko mam do ciebie jedną prośbę. Mów mi o takich rzeczach troszkę wcześniej, bo potem czuję się jak idiotka. - zaśmiałam się, całując go delikatnie w usta.

- To taka nagroda? - zdziwił się po pocałunku. -  Myślałem, że będzie on bardziej taki... no wiesz. 

- Będzie lepszy, kiedy opowiesz mi wszystko. I może też mnie oprowadzisz po naszym nowym 
miejscu, co? 

- Z miłą chęcią.

Oboje wyszliśmy z domu i udaliśmy się na przechadzkę po ranchu. Michael wszystko dokładnie mi opowiedział co ma się tutaj znajdować. 

Powoli robiło się ciemno, a Mike zaprowadził mnie pod pewne drzewo.

Wszedł na nie i wyciągnął dłoń w moim kierunku.

- Chodź. Nie bój się.

Nie byłam pewna czego on zamierza, ale mu zaufałam. Chwyciwszy jego dłoń, wspięłam się na 
drzewo i trzymając się mocno pnia spojrzałam przed siebie.

Z tego drzewa było widać piękny zachód słońca. Było przecudownie. 

- Pięknie prawda? - zapytał, tuląc mnie delikatnie od tyłu.

- Przepięknie. Jest cudownie.

Chwilę po zajściu słońca, zauważyłam, że zaczynają się włączać lampki wokół Neverlandu.

Cały dom i otoczenie zostało oświetlone małymi lampkami o złocistym blasku.

Ostrożnie zeszłam z drzewa i  rozejrzałam dookoła. 

Michael spojrzał na mnie i z uśmiechem odparł.

- Tak wygląda nasz dom. Jesteś szczęśliwa?

W odpowiedzi pocałowałam go namiętnie, obejmując go za szyję.

Po krótkiej chwili spojrzał na mnie, jak zwykle zarumieniony.

- Mam rozumieć, że owszem?

- Tak. Jestem szczęśliwa i to bardzo. Mam Ciebie i Ryana. 

Kiedy poczułam chłód, mimowolnie zadrżałam i zaproponowałam abyśmy wrócili do domu.

Prędko się tam udaliśmy, a Mike zajął miejsce w kuchni, by zrobić nam coś do picia, a ja usadowiłam się w salonie. Nawet nie wiedziałam, a moje zmęczenie wzięło górę. 

Usnęłam w fotelu. Usłyszałam tylko cichy śmiech i głos Michaela.

- Moja zmęczona królewna. No cóż, myślałem, że jeszcze uzgodnimy coś do ślubu. Nic się nie stało, jutro to zrobimy. - mówiąc to, wziął mnie delikatnie na ręce i zaniósł do sypialni, kładząc na ogromnym łóżku.

-Kocham Cię Słoneczko. Śpij dobrze. - dodał, przykrywając mnie kołdrą.





5 komentarzy:

  1. Nie ubrałam tylko założyłam! Ubrać można kogoś lub choinkę, ubranie się zakłada. Forma ubrałam szlafrok jest błędna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zwrócenie mi uwagi. :)
      Zawsze miałam z tym problem.
      Od teraz będę pamiętała, że forma ubrałam szlafrok jest błędna.

      Usuń
    2. Oh nie przyczepiajmy sie tak do wszystkiego. Dzisiaj Polacy mówią "poszłem" wiec nie rozumiem jaki jest problem w tym ubieraniu.
      -Mamo co robisz?
      -Zakładam sie??
      To nie logiczne. Skoro rzeczy sie nie ubiera a zakłada to człowiek tez sie nie ubiera a zakłada. Bez sensu. Sa rożne inne błędy gdzie indziej warte przyczepienia sie.

      Usuń
  2. Dzień dobry.
    ,, P.S. Jesteś taka słodka kiedy śpisz i tak uroczo mruczysz. Może masz też geny jakiegoś kotka? " rozwaliłaś mnie tym zdaniem haha c:
    Spodobało mi się twoje opowiadanie, jest ciekawe i przyjemnie się czyta. Z chęcią będę tu często zaglądać, tylko proszę informuj mnie o nowych rozdziałach na moim blogu dobrze? Byłabym za to niezwykle wdzięczna c:
    http://kingpopandkingworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak miłe słowa. Oczywiście, jeśli pojawi się nowa notka, to Cię poinformuję.
      Dziękuję również za link do twojego bloga, bo ja wprost kocham czytać jakiekolwiek blogi. :)

      Usuń