DIANA:
Następnego dnia, obudził mnie trzask.
Trzask zbitego szkła.
Wstałam z łóżka i ubrałam na siebie szlafrok.
Michaela nie było w łóżku, co bardzo mnie zdziwiło, ponieważ była dopiero 05:30.
Weszłam do kuchni i zamarłam.
Widziałam na podłodze dość duże krople krwi i małe odłamki szkła.
Wzięłam do rąk ręcznik kuchenny i zaczęłam ostrożnie zbierać odłamki, przy okazji ścierałam także krew.
-Kotku, zostaw to. Skaleczysz się. - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się gwałtownie i zauważyłam stojącego Michaela, który miał lekko rozciętą skórę na
prawej dłoni.
-Przepraszam, że cię obudziłem. -powiedział smutno.
-Och Michael, nic ci się nie stało? Pokaż dłoń.
Chwyciłam ją ostrożnie. Krew sączyła się bardzo mocno. Po chwili przeniosłam wzrok na twarz narzeczonego.
-Mój duży chłopiec musi uważać, dobrze? -powiedziałam do niego żartem, po czym kazałam mu usiąść i poczekać, aż przyniosę bandaże i spirytus.
Kiedy wszystko miałam, znów chwyciłam jego dłoń i ostrożnie obmyłam nadmiar krwi czystą wodą.
-Boli... czy nie może się obejść bez spirytusu?-jęknął, kiedy powoli nalewałam spirytus na wacik.
-Niestety, ale nie może. Muszę odkazić. No, nie bój się... nie będzie mocno bolało.
Przyłożyłam mu wacik do dłoni, a on cicho zasyczał.
Kiedy rana była odkażona, zawinęłam mu ją bandażem i pocałowałam, by się "szybciej zagoiła".
-Moja ty pielęgniarko. Jak dobrze mieć takiego anioła w domu-odrzekł, wpatrując się we mnie.
-Mój słodki łobuz. Czy mogę się dowiedzieć czego szukałeś?
-Kawy. Nie chcący zbiłem pusty słoik. To cię pewnie obudziło, prawda?
-Owszem. Ale to już nie ważne. I tak miałam wcześnie wstać. Dzisiaj muszę iść do kontroli z Ryanem.
Uśmiechnęłam się i wstałam, by zrobić nam obojgu kawę i coś na śniadanie. Michael stanął za mną i przyglądał się co robię.
Kiedy już miałam zalewać kawę gorącą wodą, usłyszałam płacz dziecka. Chciałam iść, ale Mike mnie powstrzymał.
-Ja pójdę. Dokończ, to co robisz, a ja się nim zajmę.
Zgodziłam się, uznając, że przyda się mu własne doświadczenie.
Po kilkunastu minutach przyszedł, trzymając Ryana na rękach, by się pochwalić, że udało mu się go uspokoić.
-No, proszę. Szybko go uspokoiłeś- zaśmiałam się.
-Trzeba było tylko go przewinąć, chociaż miałem parę problemów, ale już jest w porządku.
Odszedł, niosąc śpiącego Ryana z powrotem do pokoju, a ja w spokoju zaczęłam jeść śniadanie.
Mike po chwili także przyszedł. Usiadł obok mnie i zaczął pić powoli kawę.
-Dzisiaj wrócę dopiero o 18:00. Muszę się przygotować, bo z Quincym nagrywamy nową płytę. Ciężko to widzę. -westchnął, pijąc kolejny łyk kawy.
-Będzie dobrze. Głowa do góry. Na pewno będzie świetna.-próbowałam go jakoś pocieszyć.
-Sam nie wiem. Na pewno nie przebije Thrillera i możliwe, że będzie najgorszą moją płytę. Oby tylko to się nie stało.
-Mike...-chwyciłam jego dłoń- Uwierz w siebie. Ja wierzę, że będzie świetna. Znam twoje możliwości. Proszę, nie smuć się.
Uśmiechnął się lekko w moją stronę i pocałował w policzek. Wstał od stołu i poszedł się jeszcze przebrać. Ja w tym czasie dopiłam kawę i poszłam pozmywać.
Po kilkunastu minutach przyszedł Michael, wziął swoją małą teczkę i już chciał wyjść z domu, kiedy nagle się odwrócił.
-Zapomniałeś czegoś?-zapytałam, spoglądając w jego stronę.
-Tak. Zapomniałem jednej rzeczy- mówiąc to, objął mnie i namiętnie pocałował.
Po długim, namiętnym pocałunku w końcu się delikatnie oderwał ode mnie i wyszedł z domu.
-Przez te pocałunki, on się kiedyś pewnie na coś spóźni. -pomyślałam i powróciłam do zmywania.
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ...
Kiedy przyszedł ten czas, poszłam z Ryanem do szpitala, w którym byłam pielęgniarką.
Już w recepcji wszyscy mnie miło powitali po tak długiej przerwie.
Byłam zaskoczona, że jeszcze o mnie pamiętają.
Czekając w kolejce do pediatry, spotkałam Davida - jednego z kolegów Alexa.
-Witaj ślicznotko. Jak się masz?-powiedział, siadając obok mnie.
-Cześć. Dobrze.-odrzekłam nie chętnie, nie spoglądając nawet na jego twarz.
-A kogo to widzę? Czyżby to Ryan? Podobno ojcem twojego dziecka jest Alex, prawda?
Oj ciekawe jak się czuje z tym Jackson -pokiwał głową na boki i udawanym smutkiem, westchnął.
-Czy możesz przestać żartować sobie z Michaela? Weź się zajmij swoimi sprawami, a nie moimi, dobra?-odgryzłam się, widząc na twarzy Davida wielkie zaskoczenie.
-Masz rację. Czas iść. Trzymaj się.-wstał i odszedł, machając mi.
-Co za typ. Debil. -pomyślałam i w końcu weszłam, kiedy przyszła na mnie pora.
MICHAEL:
W końcu dojechałem do studia nagraniowego.
Kiedy wszedłem, już czekał na mnie Quincy Jones.
Podszedł do mnie i z uśmiechem spojrzał na mnie.
-Cześć Michael. Wreszcie jesteś! To jak, gotowy?
-Witaj Quincy. Tak... -odpowiedziałem niepewnie.
-To dobrze. Siadaj w twoim ulubionym miejscu i zaczynamy! Głowa do góry! -zaklaskał radośnie, a ja usiadłem w pomieszczeniu, w którym nagrywa się piosenki.
Nałożyłem na uszy słuchawki i podłożyłem jeszcze teksty piosenek, gdybym mógł zapomnieć co śpiewam.
Muzyka zaczęła rozbrzmiewać a ja zacząłem śpiewać.
Już na samym początku źle mi szło.
-Mike! Czy ty czytałeś te teksty?! Słowa ci się kompletnie mylą. Jesteś rozkojarzony, czy jak?! - usłyszałem głos Chrisa- faceta od nagrywań.
-Przepraszam. Ostatnio nie potrafię się skupić. Mogę 5 minut przerwy?-zapytałem, czując się niezbyt dobrze.
-Dopiero co zaczynamy! No... No dobra, ale potem się spręż.
Wyszedłem z pomieszczenia i nalałem sobie wody do kubeczka.
Próbowałem wyciszyć umysł.
Wyrzucić z głowy złe myśli i wrednego głosika, który ciągle mi mówił, że zamiast hitu wyjdzie samo dno.
Starałem sobie przypomnieć słowa Diany, które podnosiły mnie na duchu.
Minęło 5 minut i powróciłem do pracy, w nieco lepszym humorze.
-Gotowy jesteś wreszcie Mike? -zapytał, mówiąc do mikrofonu Chris.
-Tak, puść muzykę.
Szło mi już całkiem lepiej, a czas leciał nieubłaganie wolno.
Dzisiaj miała być niespodzianka dla Diany. Ciekawe czy się ucieszy.
DIANA:
Wróciłam do domu w świetnym humorze. Ryan jest zdrowy i nic mu nie dolega.
Cieszyłam się, że nie było żadnych złych informacji co do zdrowia Ryana.
Zegar pokazywał godzinę 15:00, a kiedy nakarmiłam Ryana, postanowiłam, że zrobię obiad.
Zaczęłam przeglądać książkę kucharską i nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
Otworzyłam ostrożnie drzwi i ujrzałam Janet.
-Witaj Diana!-rzekła entuzjastycznie i przytuliła mnie mocno.
-Hej. Jak się masz?
-Dobrze. Mogę wejść?
-Jasne, wchodź.
Wpuściłam ją i zamknęłam drzwi. Janet spojrzała na moją dłoń i ujrzała pierścionek zaręczynowy.
-A niech to z tym Michaelem. Nic się nie pochwalił, że ci się oświadczył. Oj, jak przyjedzie do mamy, bądź do mnie, to mu zrobię aferę- udawała oburzenie, chociaż znając życie, pewnie skończyło by się na paru upomnieniach.
-To też moja wina, że nic nie powiedziałam. Przepraszam. Chcesz herbaty albo kawy?
-Herbaty poproszę. A powiedź mi, kiedy Mike ci się oświadczył? Przynajmniej ty mi coś powiesz. Na niego nie mam co liczyć-zaśmiała się.
-Wczoraj. Myślałam, że coś wiesz, bo Randy chyba coś wiedział.
-No pięknie. I jak ja mam tu ufać barciom? Wielkie tajemnice, ale zawsze któryś z nich coś wie.
Usiadła w fotelu w salonie, a ja przyniosłam jej herbatę a sobie wodę do picia.
Rozmawiałam z nią o różnych rzeczach. Kiedy wrócę do pracy, albo kiedy zamierzamy wziąć z Michaelem ślub. Nie rozmawiałam jeszcze z nim na ten temat, ale obiecałam sobie że zrobię to dzisiaj.
-Jak tam Ryan? Zdrowy?-zapytała, popijając herbatę.
-Tak. Dzisiaj poszłam z nim do kontroli. Wszystko jest w porządku.
-To dobrze. Mike pewnie się czuje jak jego ojciec, co?
-Tak. Coraz bardziej zdobywa swoje doświadczenie. Cieszy mnie to.
-W naszej rodzinie często mieliśmy kontakt z dziećmi.
Często słyszałam jak Michael mówił nie raz, że chce mieć dziecko. Narzekał tylko, że wtedy nie miał jeszcze tej "jedynej". Teraz jesteście parą i w ogóle... może za niedługo się dowiemy że jesteś w ciąży. -uśmiechnęła się szeroko, a ja próbowałam się nie rumienić.
-Zobaczymy... na razie nigdy tego nie robiliśmy i pewnie nie prędko będziemy mieli "pierwszy raz".
-Nie bądź taka pewna. -zaśmiała się głośno.
Po chwili ciszy, dodała.
-Dobra, może ci w czymś pomóc? Wiem! Zrobię z tobą obiad, zgoda?
-No... No dobrze. Chodź.
Obie poszłyśmy do kuchni, przyrządzić coś dobrego. Trwało to niecałe dwie godziny, a efekt naszej pracy był przepyszny...
MICHAEL:
-Wreszcie Mike! Dobra robota! Mamy już 5 w pełni dopracowanych piosenek. To chyba tyle na tą płytę, co nie?-zapytał Chris, kreśląc coś na kartce.
Ja w tym samym czasie chodziłem nerwowo po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy i zastanawiałem się, czy to aby nie za mało.
-Nie Chris. Będzie 10! Tak, 10 piosenek to dobry pomysł! Bad, The Way You Make Me Feel, Speed Demon...-zacząłem po kolei wyliczać
-Ja z tym facetem nie wytrzymam! Już się cieszyłem, że będę miał wolne a tu bum -jęknął John.
- A ja się z Michaelem zgadzam. To dobry pomysł- rzekł Quincy.
-Jutro zadzwonię do Steviego Wondera. Może się zgodzi zaśpiewać ze mną Just Good Friends.
-Jeszcze czego? Może zadzwonisz do Prince'a by zaśpiewał z tobą drugą wersję BAD? - oburzył się Eric.
-Nie. Dzwoniłem do niego, ale powiedział, że równie z nim jak i bez niego, piosenka będzie hitem.- westchnąłem, siadając na ziemi, obok Chrisa i Erica.
-Mike, a jaka to niespodzianka, którą robisz Dianie?- zapytał znienacka Eric.
-Zakupiłem nowy dom. A raczej Rancho... tylko nie wiem co ona na to powie.
-Przecież tam gdzie mieszkacie, też jest spoko, więc w czym problem?
-Tak, ale to dom moich rodziców i nie chciałem by Joseph ciągle na coś narzekał.
-Ej, a może pokażesz nam zdjęcia tego rancha?
Wyciągnąłem ze swojej teczki kilka zdjęć i zacząłem po kolei im pokazywać.
Ku mojemu zdziwieniu wszystkim się spodobało, tylko dla mnie i tak ważniejsza jest ocena Diany.
DIANA:
-Długo nie ma Michaela... już po 18:00.-westchnęłam, wpatrując się w zegar wiszący nad półką.
-Nie martw się. Może nagrywania się przedłużyły? Wiesz jak to jest. -odparła Janet, bawiąc się z Ryanem, który śmiał się radośnie, widząc jak jego pluszowy lew zaczyna coś do niego mówić.
Po pół godzinie usłyszałam, że przyjechało auto.
W drzwiach stanął Michael w radosnym humorze.
Zobaczył mnie oraz Janet i z uśmiechem rzekł.
-Witam was moje panie. Jak minął dzień?
Janet słysząc głos brata, udawała wielkie oburzenie i nic się nie odzywała.
-Cześć Mike. Jak nagrywania?-cmoknęłam go lekko w usta, śmiejąc się cicho.
-Dobrze. Jutro dalsza część pracy. A co Janet jest taka zła? Coś się stało?
-Oj stało się stało-mruknęła, niosąc Ryana do kołyski.
Próbowałam się nie śmiać i pod pretekstem, że idę przynieść Michaelowi spóźniony obiad, powędrowałam do kuchni. Słyszałam jak ktoś idzie. Była to Janet. Wybuchła śmiechem.
-Mimo, że jest ode mnie starszy, to i tak czuję się, że to ja jestem ta starsza.
Jak mnie zaczął przepraszać, to myślałam, że już tam wybuchnę śmiechem.
-A co teraz robi? Wiesz?-zapytałam, nalewając zupę do głębokiego talerza.
-Bawi się z Ryanem. Stęsknił się za nim.
-Spodobało mu się to tatuśkowanie -zaśmiałam się.
Janet puściła mi oczko i lekko szturchnęła mnie łokciem.
-Uważaj, byś za szybko nie została mamą kolejny raz. Bo wiesz... Mike... jest zdolny do wszystkiego.
-Wiem, wiem- zaśmiałam się głośno.
Po chwili przyszedł Mike, trzymający na rękach Ryana.
-Kogo obgadujemy? Hmm?-zapytał ze śmiechem, kiedy Ryan chciał złapać Mika za policzek.
-Ciebie, jakbyś chciał wiedzieć- odrzekła Janet.
Po chwili przyniosłam Michaelowi obiad do salonu i wzięłam od niego Ryana. Mały przyglądał się z ciekawością jak Mike konsumuje obiad.
-Czuję się obserwowany-powiedział żartem, robiąc śmieszne minki do Ryana.
Kiedy skończył jeść, spojrzał na nas i powiedział, że gdzieś dzisiaj jedziemy.
-Wycieczka?-zapytała Janet.
- Tak i Nie. To coś... a zresztą zobaczycie same.
Ubrał na siebie kurtkę i poszedł ubrać Ryana. Ja przebrałam domowe ubrania na wyjściowe, a Janet czekała gotowa i było widać po niej, jak zżera ją ciekawość.
Kiedy byliśmy już wszyscy gotowi, wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta, które już na nas czekało.
Jazda nie trwała zbyt długo, co bardzo mnie zdziwiło.
Po pewnym czasie, ujrzałam pewną złotą bramę. Otworzyła się a auto wjechało w dróżkę.
Kilka metrów dalej, zauważyłam pewny budynek, przypominający czyiś dom.
Dalej było jezioro, kilka innych małych domków oraz kilka rzeczy w budowie.
Wysiedliśmy z auta i zaczęłam się rozglądać.
-Mike, gdzie my w ogóle jesteśmy?-zapytałam, spoglądając raz na niego a raz na Janet.
-Na naszym ranchu. - odparł spokojnie.
-Naszym?! Żartujesz?!-nie udawałam zaskoczenia.
-Nie, nie żartuję. Mówię poważnie. To wszystko jest nasze.
Skoro za niedługo weźmiemy ślub postanowiłem, że jako świeże małżeństwo, będziemy mieli nowy dom.
Janet, która trzymała na rękach śpiącego Ryana, była w szoku. Nie przeczuwała, że jej brat wpadnie na taki szalony pomysł.
-Mike, ale... na prawdę to wszystko co tu widzę, należy do ciebie?-zapytałam, znów się rozglądając.
-Do nas. Nie do mnie samego. Diana, powiedź mi tylko... czy ci się podoba?
Westchnęłam zamyślona i spojrzałam na twarz narzeczonego.
-Podoba. Tylko jestem w szoku. -zaśmiałam się a Janet także się zaśmiała, próbując nie obudzić Ryana.
Wzięłam od niej synka, by i ona mogła się porozglądać a nie stać w miejscu.
Po jakimś czasie weszliśmy do domu głównego.
Michael zapalił światło i ku mojemu zaskoczeniu, było kilka mebli. Kilka foteli, olbrzymi stół...
-Kiedy zamierzacie się wprowadzić?-zadała nam pytanie Janet, spoglądając na nas.
-Jutro, prawda Diano?-odrzekł pewny siebie Mike.
-Jutro?! Przecież ty musisz być w studiu. Sama sobie nie poradzę!-zaczęłam panikować, wyobrażając sobie jak będę musiała mówić co gdzie i jak.
-Spokojnie. Uspokój się. -objął mnie ostrożnie i pocałował w skroń.- Pomogę Ci. Wrócę jutro około 15:00 i się wszystkim zajmiemy. Ochroniarze też nam pomogą i...
-I rodzina-dodała Janet.- Nie zapominaj Mike, że masz jeszcze rodzinę. Zwołam wszystkich i będzie git.
-Wiem, nie zapominam o was.
-Taa... jasne- udawała oburzenie.
Po chwili zaczęli się sprzeczać, a ja tylko się zaśmiałam.
-No dobrze, przestańcie się kłócić. Wszyscy o wszystkich pamiętają.
Po godzinie przechadzki po nowym domu a raczej rancho, wróciliśmy do domu. Szofer Michaela odwiózł jeszcze Janet do siebie.
Pierwsze co uczyniłam po przyjściu do domu to zaniosłam Ryana do swojej kołyski.
Mike przyszedł zaraz potem i objął mnie delikatnie, wpatrując się w śpiącego Ryana razem ze mną.
-Podobał ci się nasz nowy dom?-zapytał, cmokając mnie delikatnie w szyję.
-Tak, ale nie uważasz, że trochę przesadziłeś? Taki ogromny?-odwróciłam się do niego, śmiejąc się cicho.
-Wcale nie przesadziłem. Mam w tym swój cel.
-Czyżby? Niby jaki?- wyszłam razem z nim z pokoju, by przez przypadek nie obudzić Ryana.
-No, wiesz... jak będziemy już małżeństwem, to będziemy mieli własne dzieci. Może z piątkę? Fajnie mieć dużo dzieci, nie uważasz? -zaczął marzyć.
-Tak, ale ja nie wiem czy będę miała tyle siły wytrzymywać te wszystkie bóle i w ogóle-zaśmiałam się.
-Wiem Kotku. Do niczego nie będę cię zmuszał- mówiąc to, pocałował mnie w usta.
Odwzajemniłam pocałunek i poszłam posprzątać. Mike wziął jeszcze kąpiel i poszedł się położyć.
Kiedy sama już także wzięłam kąpiel, zauważyłam, że Mike nadal nie spał. Czytał jakąś książkę.
Jak mnie zauważył, szybko ją zamknął i schował pod poduszkę.
-Co przede mną chowasz? -zapytałam, wchodząc do łóżka.
-Nic takiego. Takie tam... książka z nutami, a co? -przytulił mnie delikatnie do siebie.
Pocałowałam go w usta namiętnie i ostrożnie sięgnęłam pod poduszkę by zobaczyć co to za książka.
Zdobyłam ją łatwo i spojrzałam na okładkę.
-Taaa... książka z nutami. -zaśmiałam się głośno, wpatrując się raz po raz w Michaela, który był zarumieniony.
-No co? Książka o ojcostwie jest dobra do nauki.
-Mój głuptasie, nie musisz mnie oszukiwać. To dobrze, że masz taką książkę. Jesteś już
doświadczony, ale znając ciebie, perfekcjonizm to twoje drugie imię.
Położyłam książkę na stolik nocy i zgasiłam lampkę. Ucałowałam znów Michaela na dobranoc i usnęłam razem z nim.
Bardzo fajny rozdział. Zazdroszczę weny. Mam nadzieję, że się w końcu zbiorę po tym smutnym wydarzeniu i coś napiszę. Na razie to, co wymyślę i przeleję na papier jest do bani. Eh...
OdpowiedzUsuń~DangerousGirl
Kochana, nie załamuj się... Wiesz doskonale, że wierzę w ciebie :) Nom i dzięki za komentarz xD :D
Usuń