Tłumacz-Translate

sobota, 1 listopada 2014

Część XXIII

DIANA:

Następnego dnia, obudził mnie trzask.

Trzask zbitego szkła.

Wstałam z łóżka i ubrałam na siebie szlafrok.

Michaela nie było w łóżku, co bardzo mnie zdziwiło, ponieważ była dopiero 05:30.

Weszłam do kuchni i zamarłam.

 Widziałam na podłodze dość duże krople krwi i małe odłamki szkła.

Wzięłam do rąk  ręcznik kuchenny i zaczęłam ostrożnie zbierać odłamki, przy okazji ścierałam także krew.

-Kotku, zostaw to. Skaleczysz się. - usłyszałam za sobą.

Odwróciłam się gwałtownie i zauważyłam stojącego Michaela, który miał lekko rozciętą skórę na
prawej dłoni.

-Przepraszam, że cię obudziłem. -powiedział smutno.

-Och Michael, nic ci się nie stało? Pokaż dłoń.

Chwyciłam ją ostrożnie. Krew sączyła się bardzo mocno. Po chwili przeniosłam wzrok na twarz narzeczonego.

-Mój duży chłopiec musi uważać, dobrze? -powiedziałam do niego żartem, po czym kazałam mu usiąść i poczekać, aż przyniosę bandaże i spirytus.

Kiedy wszystko miałam, znów chwyciłam jego dłoń i ostrożnie obmyłam nadmiar krwi czystą wodą.

-Boli... czy nie może się obejść bez spirytusu?-jęknął, kiedy powoli nalewałam spirytus na wacik.

-Niestety, ale nie może. Muszę odkazić. No, nie bój się... nie będzie mocno bolało.

Przyłożyłam mu wacik do dłoni, a on cicho zasyczał.

Kiedy rana była odkażona, zawinęłam mu ją bandażem i pocałowałam, by się "szybciej zagoiła".

-Moja ty pielęgniarko. Jak dobrze mieć takiego anioła w domu-odrzekł, wpatrując się we mnie.

-Mój słodki łobuz. Czy mogę się dowiedzieć czego szukałeś?

-Kawy. Nie chcący zbiłem pusty słoik. To cię pewnie obudziło, prawda?

-Owszem. Ale to już nie ważne. I tak miałam wcześnie wstać. Dzisiaj muszę iść do kontroli z Ryanem.

Uśmiechnęłam się i wstałam, by zrobić nam obojgu kawę i coś na śniadanie. Michael stanął za mną i  przyglądał się co robię.

Kiedy już miałam zalewać kawę gorącą wodą, usłyszałam płacz dziecka. Chciałam iść, ale Mike mnie powstrzymał.

-Ja pójdę. Dokończ, to co robisz, a ja się nim zajmę.

Zgodziłam się, uznając, że przyda się mu własne doświadczenie.

Po kilkunastu minutach przyszedł, trzymając Ryana na rękach, by się pochwalić, że udało mu się go uspokoić.

-No, proszę. Szybko go uspokoiłeś- zaśmiałam się.

-Trzeba było tylko go przewinąć, chociaż miałem parę problemów, ale już jest w porządku.

Odszedł, niosąc śpiącego Ryana z powrotem do pokoju, a ja w spokoju zaczęłam jeść śniadanie.

Mike po chwili także przyszedł. Usiadł obok mnie i zaczął pić powoli kawę.

-Dzisiaj wrócę dopiero o 18:00. Muszę się przygotować, bo z Quincym nagrywamy nową płytę. Ciężko to widzę. -westchnął, pijąc kolejny łyk kawy.

-Będzie dobrze. Głowa do góry. Na pewno będzie świetna.-próbowałam go jakoś pocieszyć.

-Sam nie wiem. Na pewno nie przebije Thrillera i możliwe, że będzie najgorszą moją płytę. Oby tylko to się nie stało.

-Mike...-chwyciłam jego dłoń- Uwierz w siebie. Ja wierzę, że będzie świetna. Znam twoje możliwości. Proszę, nie smuć się.

Uśmiechnął się lekko w moją stronę i pocałował w policzek. Wstał od stołu i poszedł się jeszcze przebrać. Ja w tym czasie dopiłam kawę i poszłam pozmywać.

Po kilkunastu minutach przyszedł Michael, wziął swoją małą teczkę i już chciał wyjść z domu, kiedy nagle się odwrócił.

-Zapomniałeś czegoś?-zapytałam, spoglądając w jego stronę.

-Tak. Zapomniałem jednej rzeczy- mówiąc to, objął mnie i namiętnie pocałował.

Po długim, namiętnym pocałunku w końcu się delikatnie oderwał ode mnie i wyszedł z domu.

-Przez te pocałunki, on się kiedyś pewnie na coś spóźni. -pomyślałam i powróciłam do zmywania.

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ...

   Kiedy przyszedł ten czas, poszłam z Ryanem do szpitala, w którym byłam pielęgniarką.

Już w recepcji wszyscy mnie miło powitali po tak długiej przerwie.

Byłam zaskoczona, że jeszcze o mnie pamiętają.

Czekając w kolejce do pediatry, spotkałam Davida - jednego z kolegów Alexa.


-Witaj ślicznotko. Jak się masz?-powiedział, siadając obok mnie.

-Cześć. Dobrze.-odrzekłam nie chętnie, nie spoglądając nawet na jego twarz.

-A kogo to widzę? Czyżby to Ryan? Podobno ojcem twojego dziecka jest Alex, prawda?
Oj ciekawe jak się czuje z tym Jackson -pokiwał głową na boki i udawanym smutkiem, westchnął.

-Czy możesz przestać żartować sobie z Michaela? Weź się zajmij swoimi sprawami, a nie moimi, dobra?-odgryzłam się, widząc na twarzy Davida wielkie zaskoczenie.

-Masz rację. Czas iść. Trzymaj się.-wstał i odszedł, machając mi.

-Co za typ. Debil. -pomyślałam i w końcu weszłam, kiedy przyszła na mnie pora.


        MICHAEL:

   W końcu dojechałem do studia nagraniowego.

Kiedy wszedłem, już czekał na mnie Quincy Jones.

Podszedł do mnie i z uśmiechem spojrzał na mnie.

-Cześć Michael. Wreszcie jesteś! To jak, gotowy?

-Witaj Quincy. Tak... -odpowiedziałem niepewnie.

-To dobrze. Siadaj w twoim ulubionym miejscu i zaczynamy! Głowa do góry! -zaklaskał radośnie, a ja usiadłem w pomieszczeniu, w którym nagrywa się piosenki.

Nałożyłem na uszy słuchawki i podłożyłem  jeszcze teksty piosenek, gdybym mógł zapomnieć co śpiewam.

Muzyka zaczęła rozbrzmiewać a ja zacząłem śpiewać.

Już na samym początku źle mi szło.

-Mike! Czy ty czytałeś te teksty?! Słowa ci się kompletnie mylą. Jesteś  rozkojarzony, czy jak?! - usłyszałem głos Chrisa- faceta od nagrywań.

-Przepraszam. Ostatnio nie potrafię się skupić. Mogę 5 minut przerwy?-zapytałem, czując się niezbyt dobrze.

-Dopiero co zaczynamy! No... No dobra, ale potem się spręż.

Wyszedłem z pomieszczenia i nalałem sobie  wody do kubeczka.

Próbowałem wyciszyć umysł.
Wyrzucić z głowy złe myśli i wrednego głosika, który ciągle mi mówił, że zamiast hitu wyjdzie  samo dno.
Starałem sobie przypomnieć słowa Diany, które podnosiły mnie na duchu.

Minęło 5 minut i powróciłem do pracy, w nieco lepszym humorze.

-Gotowy jesteś wreszcie Mike? -zapytał, mówiąc do mikrofonu Chris.

-Tak, puść muzykę.

Szło mi już całkiem lepiej, a czas leciał nieubłaganie wolno.

Dzisiaj miała być niespodzianka dla Diany. Ciekawe czy się ucieszy.

DIANA:
 
Wróciłam do domu w świetnym humorze. Ryan jest zdrowy i nic mu nie dolega.

Cieszyłam się, że nie było żadnych złych informacji co do zdrowia Ryana.

Zegar pokazywał godzinę 15:00, a kiedy nakarmiłam Ryana, postanowiłam, że zrobię obiad.

Zaczęłam przeglądać książkę kucharską i nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.

Otworzyłam ostrożnie drzwi i ujrzałam Janet.

-Witaj Diana!-rzekła entuzjastycznie i przytuliła mnie mocno.

-Hej. Jak się masz?

-Dobrze. Mogę wejść?

-Jasne, wchodź.

Wpuściłam ją i zamknęłam drzwi. Janet spojrzała na moją dłoń i ujrzała pierścionek zaręczynowy.

-A niech to z tym Michaelem. Nic się nie pochwalił, że ci się oświadczył. Oj, jak przyjedzie do mamy, bądź do mnie, to mu zrobię aferę- udawała oburzenie, chociaż znając życie, pewnie skończyło by się na paru upomnieniach.

-To też moja wina, że nic nie powiedziałam. Przepraszam. Chcesz  herbaty albo kawy?

-Herbaty poproszę. A powiedź mi, kiedy Mike ci się oświadczył? Przynajmniej ty mi coś powiesz. Na niego nie mam co liczyć-zaśmiała się.

-Wczoraj. Myślałam, że coś wiesz, bo Randy chyba coś wiedział.

-No pięknie. I jak ja mam tu ufać barciom? Wielkie tajemnice, ale zawsze któryś z nich coś wie.

Usiadła w fotelu w salonie, a ja przyniosłam jej herbatę a sobie wodę do picia.

Rozmawiałam z nią o różnych rzeczach. Kiedy wrócę do pracy, albo  kiedy zamierzamy wziąć z Michaelem ślub. Nie rozmawiałam jeszcze z nim na ten temat, ale obiecałam sobie że zrobię to dzisiaj.

-Jak tam Ryan? Zdrowy?-zapytała, popijając herbatę.

-Tak. Dzisiaj poszłam z nim do kontroli. Wszystko jest w porządku.

-To dobrze. Mike pewnie się czuje jak jego ojciec, co?

-Tak. Coraz bardziej zdobywa swoje doświadczenie. Cieszy mnie to.

-W naszej rodzinie często mieliśmy kontakt z dziećmi.
Często słyszałam jak Michael mówił nie raz, że chce mieć dziecko. Narzekał tylko, że wtedy nie miał jeszcze tej "jedynej". Teraz jesteście parą i w ogóle... może za niedługo się dowiemy że jesteś w ciąży. -uśmiechnęła się szeroko, a ja próbowałam się nie rumienić.

-Zobaczymy... na razie nigdy tego nie robiliśmy i pewnie nie prędko będziemy mieli "pierwszy raz".

-Nie bądź taka pewna. -zaśmiała się głośno.

Po chwili ciszy, dodała.

-Dobra, może ci w czymś pomóc? Wiem! Zrobię z tobą obiad, zgoda?

-No... No dobrze. Chodź.

Obie poszłyśmy do kuchni, przyrządzić coś dobrego. Trwało to niecałe dwie godziny, a efekt naszej pracy był przepyszny...

MICHAEL:

-Wreszcie Mike! Dobra robota! Mamy już 5 w pełni dopracowanych piosenek. To chyba tyle na tą płytę, co nie?-zapytał Chris, kreśląc coś na kartce.

Ja w tym samym czasie chodziłem nerwowo po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy i zastanawiałem się, czy to aby nie za mało.

-Nie Chris. Będzie 10! Tak, 10 piosenek to dobry pomysł! Bad, The Way You Make Me Feel, Speed Demon...-zacząłem po kolei wyliczać

-Ja z tym facetem nie wytrzymam! Już się cieszyłem, że będę miał wolne a tu bum -jęknął John.

- A ja się z Michaelem zgadzam. To dobry pomysł- rzekł Quincy.

-Jutro zadzwonię do Steviego Wondera. Może się zgodzi zaśpiewać ze mną Just Good Friends.

-Jeszcze czego? Może zadzwonisz do Prince'a by zaśpiewał z tobą drugą wersję BAD? - oburzył się Eric.

-Nie. Dzwoniłem do niego, ale powiedział, że równie z nim jak i bez niego, piosenka będzie hitem.- westchnąłem, siadając na ziemi, obok Chrisa i Erica.

-Mike, a jaka to niespodzianka, którą robisz Dianie?- zapytał znienacka  Eric.

-Zakupiłem nowy dom. A raczej Rancho... tylko nie wiem co ona na to powie.

-Przecież tam gdzie mieszkacie, też jest spoko, więc w czym problem?

-Tak, ale to dom moich rodziców i nie chciałem by Joseph ciągle na coś narzekał.

-Ej, a może pokażesz nam zdjęcia tego rancha?

Wyciągnąłem ze swojej teczki kilka zdjęć i zacząłem po kolei im pokazywać.

Ku mojemu zdziwieniu wszystkim się spodobało, tylko dla mnie i tak ważniejsza jest ocena Diany.


DIANA:

-Długo nie ma Michaela... już po 18:00.-westchnęłam, wpatrując się w zegar wiszący nad półką.

-Nie martw się. Może nagrywania się przedłużyły? Wiesz jak to jest. -odparła Janet, bawiąc się z Ryanem, który śmiał się radośnie, widząc jak jego pluszowy lew zaczyna coś do niego mówić.

Po pół godzinie usłyszałam, że przyjechało auto.

W drzwiach stanął Michael w radosnym humorze.

Zobaczył mnie oraz Janet i z uśmiechem rzekł.

-Witam was moje panie. Jak minął dzień?

Janet słysząc głos brata, udawała wielkie oburzenie i nic się nie odzywała.

-Cześć Mike. Jak nagrywania?-cmoknęłam go lekko w usta, śmiejąc się cicho.

-Dobrze. Jutro dalsza część pracy. A co Janet jest taka zła? Coś się stało?

-Oj stało się stało-mruknęła, niosąc Ryana do kołyski.

Próbowałam się nie śmiać i pod pretekstem, że idę przynieść Michaelowi spóźniony obiad, powędrowałam do kuchni. Słyszałam jak ktoś idzie. Była to Janet. Wybuchła śmiechem.

-Mimo, że jest ode mnie starszy, to i tak czuję się, że to ja jestem ta starsza.
Jak mnie zaczął przepraszać, to myślałam, że już tam wybuchnę śmiechem.

-A co teraz robi? Wiesz?-zapytałam, nalewając zupę do głębokiego talerza.

-Bawi się z Ryanem. Stęsknił się za nim.

-Spodobało mu się to tatuśkowanie -zaśmiałam się.

Janet puściła mi oczko i lekko szturchnęła mnie łokciem.

-Uważaj, byś za szybko nie została mamą kolejny raz. Bo wiesz... Mike... jest zdolny do wszystkiego.

-Wiem, wiem- zaśmiałam się głośno.

Po chwili przyszedł Mike, trzymający na rękach Ryana.

-Kogo obgadujemy? Hmm?-zapytał ze śmiechem, kiedy Ryan chciał złapać Mika za policzek.

-Ciebie, jakbyś chciał wiedzieć- odrzekła Janet.

Po chwili przyniosłam Michaelowi obiad do salonu i wzięłam od niego Ryana. Mały przyglądał się z ciekawością jak Mike konsumuje  obiad.

-Czuję się obserwowany-powiedział żartem, robiąc śmieszne minki do Ryana.

Kiedy skończył jeść, spojrzał na nas i powiedział, że gdzieś dzisiaj jedziemy.
-Wycieczka?-zapytała Janet.

- Tak i Nie. To coś... a zresztą zobaczycie same.

Ubrał na siebie kurtkę i poszedł ubrać Ryana. Ja przebrałam domowe ubrania na wyjściowe, a Janet czekała gotowa i było widać po niej, jak zżera ją ciekawość.

Kiedy byliśmy już wszyscy  gotowi, wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta, które już na nas czekało.

Jazda nie trwała zbyt długo, co bardzo mnie zdziwiło.

Po pewnym czasie, ujrzałam pewną złotą bramę. Otworzyła się a auto wjechało w dróżkę.

Kilka metrów dalej, zauważyłam pewny budynek, przypominający czyiś dom.

Dalej było jezioro, kilka innych małych domków oraz kilka rzeczy w budowie.

Wysiedliśmy z auta i zaczęłam się rozglądać.

-Mike, gdzie my w ogóle jesteśmy?-zapytałam, spoglądając raz na niego a raz na Janet.

-Na naszym ranchu. - odparł spokojnie.

-Naszym?! Żartujesz?!-nie udawałam zaskoczenia.

-Nie, nie żartuję. Mówię poważnie. To wszystko jest nasze.
Skoro za niedługo weźmiemy ślub postanowiłem, że jako świeże małżeństwo, będziemy mieli nowy dom.

Janet, która trzymała na rękach śpiącego Ryana, była w szoku. Nie przeczuwała, że jej brat wpadnie na taki szalony pomysł.

-Mike, ale... na prawdę to wszystko co tu widzę, należy do ciebie?-zapytałam,  znów się rozglądając.

-Do nas. Nie do mnie samego. Diana, powiedź mi tylko... czy ci się podoba?

Westchnęłam zamyślona i spojrzałam na twarz narzeczonego.

-Podoba. Tylko jestem w szoku. -zaśmiałam się a Janet także się zaśmiała, próbując nie obudzić Ryana.

Wzięłam od niej synka, by i ona mogła się porozglądać a nie stać w miejscu.

Po jakimś czasie weszliśmy do domu głównego.

Michael zapalił światło i ku mojemu zaskoczeniu, było kilka mebli. Kilka foteli, olbrzymi stół...

-Kiedy zamierzacie się wprowadzić?-zadała nam pytanie Janet, spoglądając na nas.

-Jutro, prawda Diano?-odrzekł pewny siebie Mike.

-Jutro?! Przecież ty musisz być w studiu. Sama sobie nie poradzę!-zaczęłam panikować, wyobrażając sobie jak będę musiała mówić co gdzie i jak.

-Spokojnie. Uspokój się. -objął mnie ostrożnie i pocałował w skroń.- Pomogę Ci. Wrócę jutro około 15:00 i się wszystkim zajmiemy. Ochroniarze też nam pomogą i...

-I rodzina-dodała Janet.- Nie zapominaj Mike, że masz jeszcze rodzinę. Zwołam wszystkich i będzie git.

-Wiem, nie zapominam o was.

-Taa... jasne- udawała oburzenie.

Po chwili zaczęli się sprzeczać, a ja tylko się zaśmiałam.

-No dobrze, przestańcie się kłócić. Wszyscy o wszystkich pamiętają.

Po godzinie przechadzki po nowym domu a raczej rancho, wróciliśmy do domu. Szofer Michaela odwiózł jeszcze Janet do siebie.

Pierwsze co uczyniłam po przyjściu do domu to zaniosłam Ryana do swojej kołyski.

Mike przyszedł zaraz potem i objął mnie delikatnie, wpatrując się w śpiącego Ryana razem ze mną.

-Podobał ci się nasz nowy dom?-zapytał, cmokając mnie delikatnie w szyję.

-Tak, ale nie uważasz, że trochę przesadziłeś? Taki ogromny?-odwróciłam się do niego, śmiejąc się cicho.

-Wcale nie przesadziłem. Mam w tym swój cel.

-Czyżby? Niby jaki?- wyszłam razem z nim z pokoju, by przez przypadek nie obudzić Ryana.

-No, wiesz... jak będziemy już małżeństwem, to będziemy mieli własne dzieci. Może z piątkę? Fajnie mieć dużo dzieci, nie uważasz? -zaczął marzyć.

-Tak, ale ja nie wiem czy będę miała tyle siły wytrzymywać te wszystkie bóle i w ogóle-zaśmiałam się.

-Wiem Kotku. Do niczego nie będę cię zmuszał- mówiąc to, pocałował mnie w usta.

Odwzajemniłam pocałunek i poszłam posprzątać. Mike wziął jeszcze kąpiel i poszedł się położyć.

Kiedy sama już także wzięłam kąpiel, zauważyłam, że Mike nadal nie spał. Czytał jakąś książkę.

Jak mnie zauważył, szybko ją zamknął i schował pod poduszkę.

-Co przede mną chowasz? -zapytałam, wchodząc do łóżka.

-Nic takiego. Takie tam... książka z nutami, a co? -przytulił mnie delikatnie do siebie.

Pocałowałam go w usta namiętnie i ostrożnie sięgnęłam pod poduszkę by zobaczyć co to za książka.

Zdobyłam ją łatwo i spojrzałam na okładkę.

-Taaa... książka z nutami. -zaśmiałam się głośno, wpatrując się raz po raz w Michaela, który był zarumieniony.

-No co? Książka o ojcostwie jest dobra do nauki.

-Mój głuptasie, nie musisz mnie oszukiwać. To dobrze, że masz taką książkę. Jesteś już
doświadczony, ale znając ciebie, perfekcjonizm to twoje drugie imię.

Położyłam książkę na stolik nocy i zgasiłam lampkę. Ucałowałam znów Michaela na dobranoc i usnęłam razem z nim.




2 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział. Zazdroszczę weny. Mam nadzieję, że się w końcu zbiorę po tym smutnym wydarzeniu i coś napiszę. Na razie to, co wymyślę i przeleję na papier jest do bani. Eh...
    ~DangerousGirl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, nie załamuj się... Wiesz doskonale, że wierzę w ciebie :) Nom i dzięki za komentarz xD :D

      Usuń