Tłumacz-Translate

czwartek, 5 czerwca 2014

Część XIII

Kiedy zdjęłam z szafy starą, lekko zniszczoną walizkę, Michael zaczął w moich półkach i szafach szukać jakieś ubrania.
-Hmm, ładna ta sukienka... bierzemy. A ta koszulka? za duży dekolt.
Zaśmiałam się i wpatrywałam się co robi Michael. Dziwnie to trochę wyglądało, aby mężczyzna grzebał w damskich ciuchach. Po jakimś czasie nic nie mówił i wpatrywał się w jedną rzecz. Podeszłam do niego.
-Coś nie tak?
-Wow... ale byś pięknie w tym wyglądała.
Spojrzałam na niego zaskoczona a po chwili Michael odwrócił się i pokazał mi tą rzecz. Było to... bikini. Miało kolor pomarańczowo-biały. Na staniku miał małe zielone kółeczka.
-Ja w tym? Za nic, to już takie stare. Dziwnie się w tym czuję.
Michael wygrzebał się z moich ubrań i podszedł do mnie.
-Proszę, weź to.
-Nie...
-Dlaczego? Ładnie w tym byś wyglądała.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Dobrze, mogę wziąść. Ale jeszcze jednoczęściowy. Inaczej nici z twoich planów.
-A skąd wiesz jakie mam plany?
-Nie wiem, ale przypuszczam.
Michael zmrużył oczy.
-Mam Ciebie na oku. Wydajesz się mi podejrzana.
-Ja? Dlaczego?
-Dlatego iż... przeczuwasz co ja zrobię.
Zaśmiałam się i chwyciłam swój słomiany kapelusz.
-No dobrze. Skoro ja przeczuwam co zrobisz, to Ty także spróbuj przeczuć co ja zrobię.
Michael zamyślił się.
-Założysz go na siebie?
Zaśmiałam się i pokiwałam przecząco głową.
-Pudło! Założę go na Tobie!
Założyłam Michaelowi kapelusz i pocałowałam go lekko w policzek.
-A teraz pozwól mi ładnie dokończyć pakowanie.
Usiadłam przy swoich półkach i zaczęłam pakować ubrania do walizki.
Michael spoglądał na mnie, nadal mając na głowie mój kapelusz.
Po chwili moja walizka była spakowana. Torba podręczna także.
-To jak? Gotowa na podróż marzeń?
-A mam inny wybór niż powiedzieć "Tak"?
-No może.
Zaśmiałam się i ubrałam kurtkę, Michael nałożył mi słomiany kapelusz i zabrał mi walizki.
-Dżentelmen pomaga damie, więc żadnego "ale".
Wzruszyłam ramionami i wyszłam razem z Michaelem z domu. Zamknęłam drzwi, a Mike wkładał walizki do auta.
-No, właź. Czemu nie wchodzisz?
Słyszałam jak Michael męczy się z walizką, podeszłam do niego i mu pomogłam.
-Mike, spokojnie. Nie nerwowo.
 Po chwili walizka była włożona do bagażnika. Uśmiechnęłam się i wsiadłam do auta. Zapięłam pasy. Mike także wszedł i zapiął pasy. Uspokoił się i włączył silnik. Ja natomiast (za jego zgodą) włączyłam radio. Usłyszałam piosenkę "We Are The World"
-To piękna piosenka.
Michael spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Owszem.  Pamiętam też jak były śmieszne momenty, kiedy nagrywaliśmy tą piosenkę.
-Tak?
-Jasne, pamiętam jak zaśpiewałem nie swój tekst. Musiałem powtarzać mimo iż dobrze to wyszło.
Zaśmiałam się i wsłuchiwałam się w tą piękną piosenkę. Mike musiał jeszcze pojechać do swojego domu. Była godzina 18:00 a nasz lot był przemyślany na godzinę 19:05.
W końcu dojechaliśmy do domu Michaela. Jego dom był bardzo skromny.
-Wejdź Diano. Mi tylko to chwilkę zajmie i pojedziemy innym autem na lotnisko. Oby tylko nikt się nie domyślił o tym że lecę do Francji.
Weszłam do środka. Byłam zachwycona. Ściany miały ciemny kolor. Na półkach było dużo nagród, między innymi nagrody Grammy. Na ścianach wisiały różne zdjęcia, niektóre z dzieciństwa.  Widziałam też platynowe płyty, albo złote płyty. Gdzie nie gdzie były figurki z bajek.   To wszystko robiło wrażenie. Kiedy się tak rozglądałam, nie zauważyłam że Michael po chwili był gotowy.
-Wciągnęło Cię to.
Spojrzałam na Michaela, który opierał się o framugę. Jego walizka była większa od mojej. Troszkę.
-Owszem. Zachwycają mnie twoje nagrody, płyty... zdjęcia.
Mike zaśmiał się i spojrzał na zegarek.
-Już 18:45. Musimy się zbierać. Wziąłem parę albumów ze zdjęciami. Mogę Ci później opowiedzieć o moim życiu. Ty nie widzisz we mnie Michaela Jacksona- gwiazdę, tylko zwykłego Michaela-człowieka.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Tak, wiem jak Cię dręczy ta samotność.
-Już nie. Mam przyjaciółkę-Dianę, która mnie rozumie. Przy niej mogę wyjawić swe smutki i problemy a także radości i sukcesy. Jestem szczęśliwi, gdyż wiem że i ona darzy mnie swoją przyjaźnią. Na dodatek stoi tu przy mnie i leci ze mną do Francji.
Słysząc słowa Michaela o mało co się nie rozpłakałam ze szczęścia. Było to dla mnie bardzo wzruszające, gdyż ja nie mam żadnych przyjaciół.
-To jedziemy na lotnisko?
-Tak i... dziękuję Ci że jesteś Mike.
Pocałowałam go w policzek i się uśmiechnęłam.
Po chwili jechaliśmy już na lotnisko, gdzie czekał na nas prywatny samolot Michaela a razem z nim jego ochroniarze.
Kiedy byliśmy na miejscu a była równa 19:00.
Przybiegł do Michaela, ochroniarz Jimmy.
-Witaj Michael. Wszystko jest gotowe.
-A czy mówiłeś coś tamtejszemu prezydentowi?
Jimmy się zamyślił. Po chwili pokiwał przecząco głową.
-To źle. Teraz będę musiał się przebierać.
Michael westchnął cicho i spojrzał na mnie.
-Damy idą pierwsze.
Zaśmiałam się, uwielbiałam jak tak mówił.
-Dziękuję, dżentelmenie.
Weszłam na pokład samolotu. Wyposażenie samolotu było... zjawiskowe. Fotele były bordowe. Każde okno było zasłonięte ciemno-fioletową firanką.
Usiadłam obok Michaela i spojrzałam na niego, jak wyciągał z torby jakiś album. Kiedy wybiła 19:05, samolot był gotowy do lotu.
-Jak się czujesz, Diano?
-W porządku.
-To dobrze, może chcesz, abym Ci pokazał swoje zdjęcia?
-Jasne, z chęcią.
Uśmiechnęłam się szeroko do Michaela i się przybliżyłam aby móc więcej widzieć. Mike otworzył czerwony album z napisem: Moja rodzina. Na pierwszej stronie nie ujrzałam zdjęcia, ale wiersz. Brzmiał on mniej więcej tak: 

 "Dzieciństwo"
To moje przeznaczenie szukać czegoś, co wyrówna
Dzieciństwo, którego nigdy nie miałem...
Czy widzieliście moje dzieciństwo?
Szukam tych cudów w mej młodości
Takich jak piraci i sny o przygodach
O podbojach i królach na tronach...
Zanim mnie osądzicie
Spróbujcie naprawdę mnie pokochać
Spójrzcie w wasze serca, a potem spytajcie
Czy widzieliście moje dzieciństwo?


Na drugiej stronie ujrzałam malutkich i nieco od nich starszych chłopców. Obok nich widziałam trzy dziewczyny, Jedna z niech była bardzo mała. Zdjęcie było czarno-białe.
-To moi bracia: Jackie, Tito, Jermaine,Marlon, Randy. A to moje siostry: Rebbie, LaToya i Janet.
Uśmiechnęłam się lekko i dalej oglądałam zdjęcia.
Na niektórych zdjęciach były same wygłupy, na innych zdjęcia rodziców Michaela.
-To moja kochana mama, Katherine.
Zauważyłam na zdjęciu młodą kobietę, miała we włosach śliczną kokardę. Była ubrana w ładną, koronkową bluzeczkę. Miała podobny błysk w oczach jak Michael. W końcu to jego mama, więc nie ma co się dziwić.
-Śliczna.
-Owszem, bardzo ją kocham. Jest dla mnie bardzo bliska, bliższa niż moje rodzeństwo.
-Rozumiem.
Przeglądałam dalej zdjęcia, ujrzałam później mężczyznę, chciałam już się zapytać o niego kim jest, ale Michael powiedział dość pośpiesznie.
-To Joseph.
-Twój tata?
-Tak, ale ja nie mogę mówić do niego tato.
Spojrzałam zaskoczona na Michaela, zauważyłam że Mike stracił już uśmiech z twarzy.
-Smutne, współczuję Ci Mike.
Uśmiechnęłam sie lekko do niego. Widząc jego smutną minę, odłożyłam album na mały stoliczek, przykręcony do innego fotela. Spojrzałam na Mika także ze smutkiem, nie wiedziałam co wywarło u niego smutek.
-Mike, czy coś się stało? Coś źle powiedziałam?
-Skądże, tylko... przez niego nie miałem w ogóle dzieciństwa. Bo widzisz, kiedy byłem mały, musiałem pracować. Kiedy coś nie szło po jego myśli, zawsze, ale to zawsze nas bił. Mnie najczęściej. Cokolwiek miał pod ręką to nas bił. Był bardzo surowy. Zakazał nam wszystkim mówić do niego tato. 
Westchnęłam ze smutkiem słysząc to, co opowiada mi Michael. Miałam wytłumaczenie dlaczego widziałam wtedy na basenie parę jego blizn. Po prostu był bity. Tylko jak można nie mieć dzieciństwa? To po prostu nie do wytłumaczenia. 
-Bardzo Ci współczuję Mike, bardzo.
Przytuliłam go aby się nie smucił. Teraz wszystko rozumiałam.
-Widzisz Diano, teraz znasz moją historię. Teraz próbuję trochę nadgonić czas dzieciństwa, jednak świat widzi we mnie jakiegoś dziwaka. Nie znają mnie do końca. Oceniają mnie, chociaż nic nie wiedzą. Patrzą na moją sławę. Jestem samotny, mam mało przyjaciół. Ale cieszę się że Ty w tym gronie jesteś. Rozumiesz mnie. Dziękuję.
Uśmiechnęłam się, mimo tego było mi bardzo smutno, wiedząc jakie cierpienie przeżył Mike. Mało kto o tym wie. 
-To ja dziękuję Michael, ufasz mi a ja Tobie. Postaram się aby przez resztę czasu , razem z Tobą nadgonić zaległy czas. Zobaczysz, będziemy się razem świetnie bawili.
Michael lekko się do mnie uśmiechnął. Przez ten czas, zapomniałam kiedy wylecieliśmy. Była godzina 21:05.
-Mike. czy wiesz ile trwa lot do Francji?
-Około 4,5 godziny. 
-Och, czyli lecimy już 2 godziny. Jeszcze dwie i pół godziny i będziemy we Francji.
-Tak, fajnie nie?
-Świetnie. 
Uśmiechnęłam się  i ziewnęłam lekko.
-Komuś się tu chce spać.
Michael zaśmiał się i wstał od miejsca. Podszedł do innego fotela i nacisnął specjalny przycisk. Fotel się pochylił i się zamienił w al'a łóżko.
-Chodź śpiąca królewno, lepiej się zdrzemnij. Widać że jesteś zmęczona.
Zaśmiałam się. Mike podał mi kocyk i mogłam się położyć.
-A ty?
-Nie jestem zmęczony.
-O to się nie zdrzemnę, skoro mój przyjaciel nie śpi to i ja.
-Ależ Diano...
-Mike!
Michael zaśmiał się i rozłożył drugi fotel.
-Lepiej?
-O tak. 
Położyłam się i lekko się przykryłam. Michael wpatrywał się dalej we mnie. Ja powoli zamknęłam powieki i przeniosłam się szybko w krainę marzeń...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz