Tłumacz-Translate

środa, 21 maja 2014

Część VII

Następnego dnia... w moim szpitalu organizowano centrum krwiodawstwa. Musiałam tam być wcześnie... no wiecie. Pielęgniarka więc...
Rano, o około 5:30 musiałam wstać. Wstałam, byłam zadowolona. Tyle różnych osób. Tym bardziej nas wcześniej puszczali do domu... och! Przyszłam do pracy około 6:00. Miałam i tak na 8:00 ale co mi tam...
Przebrałam się i przyszykowałam wszystkie igły i inne rzeczy. Alex, jedyny lovelas w naszej pracy. Od zawsze chciał mnie poderwać. Teraz też. Podszedł do mnie od tyłu i zaczął mnie tulić.
-Witaj, ślicznotko. Co tam u Ciebie? Jesteś taka śliczna. Daj buziaczka.
-Weź spadaj durniu. Po moim trupie! Jesteś obleśny...
Alex obrócił mnie i spojrzał mi w oczy.
-Ty, Laska! Może i masz chłopaka, ale będziesz miała też drugiego. Mnie! Zdobędę Cię.
Chwycił mnie mocno za nadgarstki i przyciągnął do siebie... bleee... pocałował mnie! Co za drań!
-Ty!!! Jak możesz... odczep się w końcu ode mnie!
Kopnęłam go w 'czuły punkt'. Chyba wiecie gdzie...
Po chwili usłyszałam jak do mnie mówi.
-Ten Twój Srakson Ci nie pomoże! Jesteś moja!
Wkurzyłam się! Srakson? Ja mu dam manto że mnie popamięta! Podeszłam do niego.
-Masz coś do Michaela?
-Mam, jest jedynym durniem. Wygląda jak baba... I jest Gównem!
Patrzyłam mu w oczy. Chwyciłam go i mocno go spoliczkowałam. Może i zabrzmi to dziwnie ale byłam od niego silniejsza.
-Jeszcze raz coś powiesz na temat Michaela, to pożałujesz!
-Grozisz mi?
-Żebyś wiedział! Mogę zostać wyrzucona, ale nikt nie ma prawa obrażać drugiej osoby! Ty też zostaniesz wywalony! Znęcasz się nade mną.
-No i będziemy razem. Sielanka!
Puściłam Alexa i go zignorowałam. Drań! Po pół godzinie mogliśmy już otworzyć wszystko. Wcześniej jednak wszystko wyjawiłam szefowi. Ten dał Alexowi zakaz zbliżania się do mnie na czas pracy. Inaczej zgłosi policję.
Zajmowałam się spokojnie pracą. Robiłam to co kochałam. Znaczy... kochałam pomagać ludziom i zajmować się zdrowiem... O dziwo nie dostawałam żadnych wiadomości od Michaela. Randy... cóż, chyba się odkochał. Może za szybko się zakochał? Nie wiem.
Kiedy jednak miałam już wolne... dostałam jeszcze jednego dawcę... był nim Michael. Zdziwienie nie?
-Cześć Diana, masz już wolne czy jeszcze się tym zajmujesz?
-Cześć, właściwie nie. Jeszcze się tym zajmuję.
-To świetnie!
-Tak, no to siadaj. Zaraz się Tobą zajmę.
Michael usiadł na fotelu i się rozluźnił. Przyszłam do niego i wyjęłam igły.
-Będzie bolało?
-Przy mnie nie. Możesz mi zaufać. Zrobię bardzo delikatnie.
Uśmiechnęłam się. Zaufanie-rzecz najważniejsza.
Michael odwrócił głowę i zacisnął zęby. Zrobiłam to bardzo delikatnie. Po chwili już miał wenflon włożony. Dałam mu piłeczkę aby ręka mu nie zdrętwiała.
-Możesz się już odwrócić. I jak, bolało?
Michael spojrzał mi w oczy i westchnął. Słyszałam to i lekko się zaśmiałam.
-Nie... jesteś... taka piękna. Och...
-Dziękuję za komplement. Widzisz możesz mi zaufać. Dotrzymuję słowa.
Wstałam by się przebrać, Michael jednak mnie zatrzymał.
-Usiądź tu przy mnie. Proszę...
Uśmiechnęłam się i usiadłam. Michael cały czas mi się przyglądał. Wyglądał jak... zakochany.
-Michael, wszystko w porządku?
-Owszem, działasz na mnie tak że...
Zamilczał. Był nie śmiały. Nie pytałam go o co mu chodziło. Nie chciałam się mieszać. Zmieniłam temat.
-Jak tam chłopcy?
-Dobrze, Tito był rano pod wrażeniem. A właśnie, chcę Tobie podziękować. Pomogłaś mi... Dziękuje.
-Mike, to drobiazg. Mam w tym wprawę. Czasami opiekuję się niemowlakami. Wszyscy mi mówią że powinnam być nianią albo mamą. Ale...
-I z tym się zgadzam. Powinnaś. Masz talent.
Zaśmiałam się.
-Może, ale i tak lubię to co robię. A to czy będę mamą zależy...
Michael spuścił głowę.
-Przepraszam...
-Za co?
-Za to że... ciągle wspominam że powinnaś być mamą. Wiem co czujesz...
Uśmiechnęłam się.
-Nie przepraszaj, przyzwyczaiłam się.
Odpięłam Michaelowi wenflon.
-Gotowe, zaraz dam Ci opatrunek.
Wzięłam pudełko z plastrami i wybrałam odpowiedni. Nakleiłam Michaelowi na rękę.
Spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Diana, pójdziesz ze mną na próby? Chciałbym abyś trochę mi potowarzyszyła...
-Serio? Mam iść?
-Owszem. To tu nie daleko.
-Skoro tak. No dobrze.
Uśmiechnęłam się i wszystkie rzeczy pochowałam. Michael czekał na mnie na zewnątrz. Kiedy stamtąd wyszłam, razem z Michaelem poszłam do studia....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz