Tłumacz-Translate

środa, 10 września 2014

Część XXI

Witam Was, po jakże długiej przerwie :D 
Nastąpiły duże zmiany. 
Mianowicie, będę pisała na dwie perspektywy- Michaela i Diany.
Mam nadzieję że się Wam to spodoba, jeśli jednak nie, to proszę abyście napisali mi to w komentarzu, pod tym postem. 
Rady i uwagi są także mile widziane ;)
Miłej lektury :*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ:

Diana:

W piękne, piątkowe południe, Mike ciągle był tajemniczy.
Często wpatrywał się we mnie co robię i jak czasem szłam do sypialni po coś, to biegł jak szalony
i stawał w drzwiach. Jak na komendę, a zapewniam że go nie wołałam.
W pewnej chwili nie wytrzymałam i aż krzyknęłam.

-Czy Ty łaskawie możesz mi powiedzieć, o co Ci chodzi? Denerwujesz mnie jak się tak zachowujesz.

Michael odskoczył wystraszony i spojrzał na mnie wielkimi oczami.

-Ale... o nic mi nie chodzi. To wszystko - na jego twarzy pojawił się udawany uśmiech.
Kłamał i było to widać.

-Tak, a mi po oku jedzie czołg... nie wciskaj mi tu kitu, tylko powiedź o co chodzi.

Milczał przez kilka chwil, aż znienacka wstał i powiedział że musi szybko gdzieś iść.
Wpadł jeszcze do sypialni a później wybiegł tak szybko, że nawet nie zdążyłam  zapytać gdzie idzie.

-No tak, pewnie coś przede  mną ukrywa. I tak się dowiem.
Mike prędzej czy później mi o tym powie.- pomyślałam i poszłam do pokoju Ryana.

Mój mały książę leżał w łóżeczku i bawił się małym, pluszowym lwem.
Kiedy mnie zobaczył, zaśmiał się wesoło.

-A Ciebie co tak maluszku śmieszy, co? -zaśmiałam się i wzięłam go na ręce.

Chodząc sobie z Ryanem po mieszkaniu i śmiejąc się razem z nim, po jakimś czasie wyszłam
na świeże powietrze do ogródka. Ochroniarze Michaela także byli dziś jacyś dziwni.
Uśmiechali się od ucha do ucha i zagadywali, co wcześniej tak nie robili.

-Witaj Diano. Jak się dziś czujesz?- zagadał Bob, uśmiechając się i spoglądając na Ryana.

-Cześć, dobrze. A coś się dzisiaj dzieje, bo Mike jest jakiś tajemniczy. Może wiecie?-zapytałam ich.

Spojrzeli na siebie i przecząco pokręcili głowami, śmiejąc się pod nosem.

-My nic nie wiemy- odparli chórem.

-Na pewno?- nie dawałam łatwo za wygraną.

-Nic a nic.

-Cóż, skoro tak... szkoda, martwię się o niego.- westchnęłam- Miłej pracy -uśmiechnęłam się lekko
i poszłam na huśtawkę, by się trochę 'pobujać'

Usiadłam na huśtawce i zaczęłam rozmyślać, przy czym lekko kołysząc Ryana.
Zauważyłam że ochroniarze gapią się na mnie i śmieją cicho. Nie wiedziałam o co chodzi.
To dziwne...

Michael:

-Boże, oby się Ona nie dowiedziała o czym planuję... Ten dzień musi być najlepszy. MUSI! -myślałem gorączkowo, co chwilę to rozglądając się za sklepami- Jak coś zawalę, ja albo ochroniarze to klapa...
Od rana biegam po mieście w przebraniu i łapię pomysły. Nic mi nie przychodzi do głowy. NIC!

W końcu odważyłem się zadzwonić do swojej ukochanej przyjaciółki, Elizabeth Taylor.
Może Ona mi pomoże?

-Halo?

-Cześć Liz, tu Michael.

-Och, Michael! Jak się cieszę że Cię słyszę. Co tam u Ciebie?

-Dobrze. Liz, mam pytanie. Jesteś teraz w domu?

-Tak jestem, a coś się stało?

-Przyjadę do Ciebie. Jesteś moją ostatnią deską ratunku. Za 5 minut będę u Ciebie.

Rozłączyłem się i zacząłem szukać jakieś wolnej taksówki.
Nie miałem czasu na to by pójść po ochroniarzy.
Tak poza tym, dzisiaj przebranie wyszło mi bardzo dobrze i może nikt by mnie nie zdemaskował.

W końcu znalazłem taksówkę i poprosiłem ładnie by taksówkarz zawiózł mnie w okolicę domu Liz. Kiedy to uczynił, odetchnąłem z ulgą.

Czasu jest coraz mniej...

Diana:

Mijał czas... Mike w ogóle się nie odezwał. Martwiłam się coraz bardziej o niego.
Nie wiedziałam co się dzieje.
Siedziałam bezczynnie w domu i tylko wpatrywałam się w okno, z oczekiwaniem że może już się zjawi.

Nagle... usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć i zauważyłam... Randy'iego.

-Cześć Diana, mogę wejść? Jest Mike?

-Cześć. Michaela nie ma już od kilku godzin. Jasne że możesz wejść.

Wpuściłam go do domu. Uśmiechnęłam się niepewnie.

-Ty nic dzisiaj o niczym nie wiesz? Prawda?-zapytał z ciekawością w głosie.

-O czym mam wiedzieć? Proszę, powiedź! Wszyscy są jacyś tacy dziwni.
Nie wiem co się dzieje... powiedź mi chociaż Ty.

Zauważyłam na twarzy Randy'iego wielkie zakłopotanie. Nie wiedział co odpowiedzieć.

-Emm... ja tego... no... nie mogę Ci powiedzieć. To tajemnica.- w końcu coś wydusił.

-Ale jaka tajemnica? Michael gdzieś wyjeżdża? O co chodzi?
Czemu wszyscy wiedzą, a ja nie, mimo iż jestem ważna w jego życiu... podobno.

Randy spojrzał na mnie i natychmiast odparł.

-Jesteś i to bardzo. Ty i Ryan. Tylko... Bo wiesz... Emm...  to tajemnica i nic nie mogę Ci zdradzić.

Westchnęłam ciężko. Skoro to takie bardzo tajemnicze, nie chcę się mieszać...
Tylko dlaczego ja nie mogę wiedzieć?

Michael:

Wreszcie dojechałem do Liz. Zadzwoniłem do niej i czekałem aż otworzy.
Wyszła i kiedy mnie ujrzała, krzyknęła radośnie.

-Michael! Wchodź, wchodź!

Wszedłem i przytuliłem swoją serdeczną przyjaciółkę.
Ona obdarowała mnie soczystym buziakiem w policzek, jak miała zawsze w zwyczaju.

-Opowiadaj co się dzieje? Podobno masz dziewczynę i dziecko. Czemu nic nie mówiłeś?

-Ehm... owszem mam dziewczynę. I właśnie chcę byś mi pomogła.
Co do dziecka, to poznasz wkrótce Ryana.

-No dobrze, chodź do ogrodu. Pogadamy i wysłucham twoich próśb- zaśmiała się i razem ze mną poszła do ogrodu.

Usiedliśmy sobie naprzeciw szklanego stolika, na którym były małe ciasteczka, oraz dzbanek ciepłej herbaty.
Zacząłem odpowiadać Liz na pytania, czekając cierpliwie, bym i ja mógł w końcu zadać ważne pytanie. Doradzić się.

-Jak ma na imię twoja wybranka?-zapytała.

-Ma na imię Diana, jest pielęgniarką i pomogła mi kiedy miałem ten nieszczęsny wypadek.

-Biedak. A Ryan jest jej dzieckiem czy Waszym?

-Em... Jej, ale ja sam się czuje jak ojciec Ryana. Ale nie chcę o tym teraz rozmawiać, bo to niezbyt przyjemna sprawa.

-Rozumiem. No dobrze, o co chciałeś się mnie zapytać?

Wziąłem głęboki oddech a Elizabeth parsknęła śmiechem.

-Mike? Czy przypadkiem nie chodzi o te sprawy?

Przeczuwałem co chce powiedzieć, zaprotestowałem.
-Nie! Nie o to! Ty masz już wprawę w sprawach małżeństwa, prawda? Chodzi o to że ja...

-Mike, czy Ty chcesz się jej oświadczyć?- na jej twarzy pojawiło się wielkie zaskoczenie

-Tak! Chcę byś mi doradziła gdzie, co i jak. Proszę...

-No panie Michaelu Jacksonie! Lepiej trafić nie mogłeś.
Niech twoja wybranka będzie szczęśliwa oraz i Ty -zaśmiała się i zaczęła mi szczegółowo mówić
co i jak.

Diana:

Randy resztę czasu spędził z Ryanem na zabawie.
Ja siedziałam smutna i czekałam aż wróci mój ukochany. Bałam się strasznie o niego.

Po godzinie usłyszałam głos Michaela za drzwiami. Wszedł i z uśmiechem na twarzy spojrzał
na mnie.
Wstałam prędko i wpadłam mu w ramiona, tuląc się mocno, jakbym nie widziała go z miesiąc.

-Gdzie byłeś? Powiedź!

-Załatwić sprawę i też wstąpiłem do Elizabeth, mojej przyjaciółki.

Spojrzałam na niego zła.

-Ja tu umierałam z tęsknoty a Ty nawet nie zadzwoniłeś! Foch!-odwróciłam się do niego tyłem.

-Kotku... przepraszam. Wynagrodzę Ci za tą tęsknotę... obiecuję. -próbował jakoś złagodzić mój gniew w stosunku do niego.

Po chwili objął mnie i pocałował w szyję, mrucząc cicho jak kot. W tej chwili przyszedł Randy
i widząc nas, wybuchł śmiechem.

-Z czego się śmiejesz?-zapytał po chwili Mike.

-Z Was. Diana tu umierała a teraz jest zła.  Ubaw po pachy. A jak coś mogę zostać z Ryanem.

Michael uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową że się zgadza.
Spojrzał na mnie i pocałował w policzek.

-Madame... idziemy się teraz przyszykować bo o 20 gdzieś idziemy.

-Dokąd?-zapytałam, czując jak serce znów mi przyśpiesza.


-Dowiesz się niedługo...







C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz