Witam Was, po jakże długiej przerwie :D
Nastąpiły duże zmiany.
Mianowicie, będę pisała na dwie perspektywy- Michaela i Diany.
Mam nadzieję że się Wam to spodoba, jeśli jednak nie, to proszę abyście napisali mi to w komentarzu, pod tym postem.
Rady i uwagi są także mile widziane ;)
Miłej lektury :*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ:
Diana:
W piękne, piątkowe południe, Mike ciągle był tajemniczy.
Często wpatrywał się we mnie co robię i jak czasem szłam do sypialni po coś, to biegł jak szalony
i stawał w drzwiach. Jak na komendę, a zapewniam że go nie wołałam.
W pewnej chwili nie wytrzymałam i aż krzyknęłam.
-Czy Ty łaskawie możesz mi powiedzieć, o co Ci chodzi? Denerwujesz mnie jak się tak zachowujesz.
Michael odskoczył wystraszony i spojrzał na mnie wielkimi oczami.
-Ale... o nic mi nie chodzi. To wszystko - na jego twarzy pojawił się udawany uśmiech.
Kłamał i było to widać.
-Tak, a mi po oku jedzie czołg... nie wciskaj mi tu kitu, tylko powiedź o co chodzi.
Milczał przez kilka chwil, aż znienacka wstał i powiedział że musi szybko gdzieś iść.
Wpadł jeszcze do sypialni a później wybiegł tak szybko, że nawet nie zdążyłam zapytać gdzie idzie.
-No tak, pewnie coś przede mną ukrywa. I tak się dowiem.
Mike prędzej czy później mi o tym powie.- pomyślałam i poszłam do pokoju Ryana.
Mój mały książę leżał w łóżeczku i bawił się małym, pluszowym lwem.
Kiedy mnie zobaczył, zaśmiał się wesoło.
-A Ciebie co tak maluszku śmieszy, co? -zaśmiałam się i wzięłam go na ręce.
Chodząc sobie z Ryanem po mieszkaniu i śmiejąc się razem z nim, po jakimś czasie wyszłam
na świeże powietrze do ogródka. Ochroniarze Michaela także byli dziś jacyś dziwni.
Uśmiechali się od ucha do ucha i zagadywali, co wcześniej tak nie robili.
-Witaj Diano. Jak się dziś czujesz?- zagadał Bob, uśmiechając się i spoglądając na Ryana.
-Cześć, dobrze. A coś się dzisiaj dzieje, bo Mike jest jakiś tajemniczy. Może wiecie?-zapytałam ich.
Spojrzeli na siebie i przecząco pokręcili głowami, śmiejąc się pod nosem.
-My nic nie wiemy- odparli chórem.
-Na pewno?- nie dawałam łatwo za wygraną.
-Nic a nic.
-Cóż, skoro tak... szkoda, martwię się o niego.- westchnęłam- Miłej pracy -uśmiechnęłam się lekko
i poszłam na huśtawkę, by się trochę 'pobujać'
Usiadłam na huśtawce i zaczęłam rozmyślać, przy czym lekko kołysząc Ryana.
Zauważyłam że ochroniarze gapią się na mnie i śmieją cicho. Nie wiedziałam o co chodzi.
To dziwne...
Michael:
-Boże, oby się Ona nie dowiedziała o czym planuję... Ten dzień musi być najlepszy. MUSI! -myślałem gorączkowo, co chwilę to rozglądając się za sklepami- Jak coś zawalę, ja albo ochroniarze to klapa...
Od rana biegam po mieście w przebraniu i łapię pomysły. Nic mi nie przychodzi do głowy. NIC!
W końcu odważyłem się zadzwonić do swojej ukochanej przyjaciółki, Elizabeth Taylor.
Może Ona mi pomoże?
-Halo?
-Cześć Liz, tu Michael.
-Och, Michael! Jak się cieszę że Cię słyszę. Co tam u Ciebie?
-Dobrze. Liz, mam pytanie. Jesteś teraz w domu?
-Tak jestem, a coś się stało?
-Przyjadę do Ciebie. Jesteś moją ostatnią deską ratunku. Za 5 minut będę u Ciebie.
Rozłączyłem się i zacząłem szukać jakieś wolnej taksówki.
Nie miałem czasu na to by pójść po ochroniarzy.
Tak poza tym, dzisiaj przebranie wyszło mi bardzo dobrze i może nikt by mnie nie zdemaskował.
W końcu znalazłem taksówkę i poprosiłem ładnie by taksówkarz zawiózł mnie w okolicę domu Liz. Kiedy to uczynił, odetchnąłem z ulgą.
Czasu jest coraz mniej...
Diana:
Mijał czas... Mike w ogóle się nie odezwał. Martwiłam się coraz bardziej o niego.
Nie wiedziałam co się dzieje.
Siedziałam bezczynnie w domu i tylko wpatrywałam się w okno, z oczekiwaniem że może już się zjawi.
Nagle... usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam otworzyć i zauważyłam... Randy'iego.
-Cześć Diana, mogę wejść? Jest Mike?
-Cześć. Michaela nie ma już od kilku godzin. Jasne że możesz wejść.
Wpuściłam go do domu. Uśmiechnęłam się niepewnie.
-Ty nic dzisiaj o niczym nie wiesz? Prawda?-zapytał z ciekawością w głosie.
-O czym mam wiedzieć? Proszę, powiedź! Wszyscy są jacyś tacy dziwni.
Nie wiem co się dzieje... powiedź mi chociaż Ty.
Zauważyłam na twarzy Randy'iego wielkie zakłopotanie. Nie wiedział co odpowiedzieć.
-Emm... ja tego... no... nie mogę Ci powiedzieć. To tajemnica.- w końcu coś wydusił.
-Ale jaka tajemnica? Michael gdzieś wyjeżdża? O co chodzi?
Czemu wszyscy wiedzą, a ja nie, mimo iż jestem ważna w jego życiu... podobno.
Randy spojrzał na mnie i natychmiast odparł.
-Jesteś i to bardzo. Ty i Ryan. Tylko... Bo wiesz... Emm... to tajemnica i nic nie mogę Ci zdradzić.
Westchnęłam ciężko. Skoro to takie bardzo tajemnicze, nie chcę się mieszać...
Tylko dlaczego ja nie mogę wiedzieć?
Michael:
Wreszcie dojechałem do Liz. Zadzwoniłem do niej i czekałem aż otworzy.
Wyszła i kiedy mnie ujrzała, krzyknęła radośnie.
-Michael! Wchodź, wchodź!
Wszedłem i przytuliłem swoją serdeczną przyjaciółkę.
Ona obdarowała mnie soczystym buziakiem w policzek, jak miała zawsze w zwyczaju.
-Opowiadaj co się dzieje? Podobno masz dziewczynę i dziecko. Czemu nic nie mówiłeś?
-Ehm... owszem mam dziewczynę. I właśnie chcę byś mi pomogła.
Co do dziecka, to poznasz wkrótce Ryana.
-No dobrze, chodź do ogrodu. Pogadamy i wysłucham twoich próśb- zaśmiała się i razem ze mną poszła do ogrodu.
Usiedliśmy sobie naprzeciw szklanego stolika, na którym były małe ciasteczka, oraz dzbanek ciepłej herbaty.
Zacząłem odpowiadać Liz na pytania, czekając cierpliwie, bym i ja mógł w końcu zadać ważne pytanie. Doradzić się.
-Jak ma na imię twoja wybranka?-zapytała.
-Ma na imię Diana, jest pielęgniarką i pomogła mi kiedy miałem ten nieszczęsny wypadek.
-Biedak. A Ryan jest jej dzieckiem czy Waszym?
-Em... Jej, ale ja sam się czuje jak ojciec Ryana. Ale nie chcę o tym teraz rozmawiać, bo to niezbyt przyjemna sprawa.
-Rozumiem. No dobrze, o co chciałeś się mnie zapytać?
Wziąłem głęboki oddech a Elizabeth parsknęła śmiechem.
-Mike? Czy przypadkiem nie chodzi o te sprawy?
Przeczuwałem co chce powiedzieć, zaprotestowałem.
-Nie! Nie o to! Ty masz już wprawę w sprawach małżeństwa, prawda? Chodzi o to że ja...
-Mike, czy Ty chcesz się jej oświadczyć?- na jej twarzy pojawiło się wielkie zaskoczenie
-Tak! Chcę byś mi doradziła gdzie, co i jak. Proszę...
-No panie Michaelu Jacksonie! Lepiej trafić nie mogłeś.
Niech twoja wybranka będzie szczęśliwa oraz i Ty -zaśmiała się i zaczęła mi szczegółowo mówić
co i jak.
Diana:
Randy resztę czasu spędził z Ryanem na zabawie.
Ja siedziałam smutna i czekałam aż wróci mój ukochany. Bałam się strasznie o niego.
Po godzinie usłyszałam głos Michaela za drzwiami. Wszedł i z uśmiechem na twarzy spojrzał
na mnie.
Wstałam prędko i wpadłam mu w ramiona, tuląc się mocno, jakbym nie widziała go z miesiąc.
-Gdzie byłeś? Powiedź!
-Załatwić sprawę i też wstąpiłem do Elizabeth, mojej przyjaciółki.
Spojrzałam na niego zła.
-Ja tu umierałam z tęsknoty a Ty nawet nie zadzwoniłeś! Foch!-odwróciłam się do niego tyłem.
-Kotku... przepraszam. Wynagrodzę Ci za tą tęsknotę... obiecuję. -próbował jakoś złagodzić mój gniew w stosunku do niego.
Po chwili objął mnie i pocałował w szyję, mrucząc cicho jak kot. W tej chwili przyszedł Randy
i widząc nas, wybuchł śmiechem.
-Z czego się śmiejesz?-zapytał po chwili Mike.
-Z Was. Diana tu umierała a teraz jest zła. Ubaw po pachy. A jak coś mogę zostać z Ryanem.
Michael uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową że się zgadza.
Spojrzał na mnie i pocałował w policzek.
-Madame... idziemy się teraz przyszykować bo o 20 gdzieś idziemy.
-Dokąd?-zapytałam, czując jak serce znów mi przyśpiesza.
-Dowiesz się niedługo...
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz