Tłumacz-Translate

piątek, 16 maja 2014

Część I

Żyć czy nie? Nie ma sensu... brak rodziny, przyjaciół. Samotność... Nic, zero... Śmierć wydaje się być jedynym rozwiązaniem... Brak podłoża do życia. Przyjaźni, miłości...
Tak, to ja i moje myślenie na temat życia. Mam na imię Diana. Mam niecałe 23 lata... Wyglądam dość... sama nie wiem. Mam długie ciemnie włosy. Oczy ni w pięte ni w oko, brązowe można by rzec. Wysportowana? A jakże, sport to moje hobby. Biegać ze słuchawkami w uszach o świcie. To jest to! Kocham kogoś? Nie, chyba... Wymarzony facet? Nie wiem, mógłby być każdy o ile byłby piękny i dobrze wychowany. Czy jestem miła? Owszem, ale jak ktoś wkurzy to umiem pokazać swe inne oblicze...
Gdzie mieszkam: W Stanach Zjednoczonych.
Przejdźmy teraz do tego na co czekamy...

Jak już wiecie mieszkam w Stanach Zjednoczonych. Angielski jest mi dobrze znany.   Jest rok 1982. Od paru dni huczy o jednym mężczyźnie. Podobno pobił rekord Guinessa. Ma na imię Michael. Nie znam szczerze tego faceta. Wyglądał jak...miły przystojniak. Miał czarne, kręcone włosy. Skórę miał ciemną. Oczy... zabójcze... Miał 25 lat, mimo to wyglądał na 20.

Pewnego dnia przechadzając się po ulicy, natknęłam się na plakaty. Widniało tam właśnie imię i nazwisko tego mężczyzny. Zdjęcie także. Był otoczony jakimiś zombie...
-Hmm, zombie? Też nie miał czego wymyślić.
Zaczęłam czytać co i jak. Dowiedziałam się dużo. A nawet więcej. Wczoraj było rozdanie nagród Grammy, Michael Jackson (bo tak się nazywał) zdobył 8 nagród w jedną noc.
-Szczęściarz z niego. Tyle nagród... musi mieć niezłą muzykę...
Po przeczytaniu plakatu poszłam do swojej pracy. Pracowałam jako... pielęgniarka. Byłam silną dziewczyną. Umiałam patrzeć na krew i inne straszne rzeczy, których niektórzy ludzie nie mogą patrzeć bo mdleją. Tego dnia nie miałam dużo robienia. Jednak zawsze dostawałam podziękowania od ludzi.
W radiu puścili Thriller. To była piosenka Michaela. Słuchałam ją z ciekawością. Była nawet całkiem fajna. Spodobał mi się głos Michaela. Miał bardzo delikatny. Kiedy skończyłam swoje godziny, wracając do domu cały czas nuciłam sobie Thriller. Wieczorem znów wyruszyłam na pobicie własnego rekordu w bieganiu. Tym razem coś mnie zatrzymało. Zauważyłam jak robi się wielki tłum. Karetka i Straż Pożarna... do tego były jeszcze auta ze stacji telewizyjnych. Pobiegłam tam by zobaczyć co się dzieje. Zauważyłam mężczyznę. Leżał na noszach, miał ślad po spaleniu włosów. Głowę miał zabandażowaną. Dziwnym trafem był przyzwoicie ubrany. Jak jakaś gwiazda. Na prawej ręce miał białą rękawiczkę. Kiedy podeszłam bliżej zauważyłam Michaela. Tego samego co na plakatach. Musiałam się zapytać kogoś co się stało, padło na zdenerwowanego mężczyznę.
-Przepraszam, co tu się właściwie stało?
-Panu Michaelowi Jacksonowi podczas kręcenia reklamy zapaliły się włosy... Szok! Normalnie Szok!
Teraz zrozumiałam. Widziałam jak lekarze krzątali się obok Michaela. Ci lekarze byli z mojej pracy! Jeden z nich, James zawołał mnie.
-Diana,wsiadaj, pomożesz nam. Musimy go zabrać. Jest w poważnym stanie.
Zawsze służyłam pomocą. Wszyscy mogli na mnie liczyć mimo iż czułam się sama i nie potrzebna.
Wsiadłam do karetki. Musiałam mu podać lek znieczulający. Usłyszałam cichy głos.
-Boli, strasznie boli! Nie wytrzymam!
-Spokojnie, wytrzyma Pan. Niech Pan uwierzy w siebie i zapomni o bólu. Zaraz przejdzie.
Chwyciłam lekko jego rękę i wstrzyknęłam mu znieczulenie na ból. Patrzył na mnie. Czułam jego wzrok. Spojrzałam na niego. Po chwili zamknął oczy i zasnął. Lek podziałał na niego szybko. Był znieczulający i nasenny. Po pół godzinie przyjechaliśmy do szpitala. Moi 'kumple' zabrali go na salę. Po chwili zbierali się dziennikarze. Było wielkie zamieszanie. Widać było jak sławny był Michael. Po chwili James przyszedł do mnie.
-Diana, zaopiekujesz się nim? Nikt nie chce, uważają że mogą zemdleć przy nim. Ty jesteś silna.
-No dobrze. Skoro tak to tak.
Przebrałam się i poszłam na salę gdzie leżał Michael. Spał jeszcze. Był słodki... Sprawdziłam wszystko jak jest z nim. Lekko dotknęłam jego dłoni aby sprawdzić tętno. Obudził się... chwycił moją.
-Gdzie-e ja je-estem?
-Jest Pan w szpitalu. Miał Pan spore szczęście.
Michael spojrzał na mnie, nasz wzrok się spotkał. Widziałam jego śliczne oczy.
-Jak ma Pani na imię?
-Nazywam się Diana Smith.
-Śliczne imię.
-Dziękuję.
Uśmiechnęłam się i wyszłam z sali. Musiałam dać spokój Michaelowi. I tak dużo przeżył...


1 komentarz:

  1. Świetne opowiadanie, fakt przeczytałam dopiero jedną część i jestem zachwycona. Super piszesz jak na 12-latkę. Na prawdę. :D
    Fabuła, oryginalna przynajmniej od razu się nie zakochali jak w niektórych opowiadaniach, które spotykam. :)
    Idę czytać następne części, oczywiście postaram się każde skomentować. Pozdrawiam Ewelina. :D

    OdpowiedzUsuń